niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5.


















„Nagle wszystko wkoło zniknęło. Był tylko on i nic poza nim.”

„ (…) wiesz, spotkałam się dziś z Liamem. On już nie jest tą samą osobą. To ten sam chłopak, który przyszedł do nas w piątek w nocy. Kto by się spodziewał, nieprawdaż? To takie dziwne, nie poznać przyjaciela, osoby, o której kiedyś wiedziałeś wszystko, z którą byłaś kiedyś nierozłączna. Stresowałam się przed spotkaniem z nim. Gdy wszedł do naszego domu byłam jak sparaliżowana. Tak długo go nie widziałam. Nie spodziewałam się zobaczyć go takiego. Przez moment myślałam ze jestem w ukrytej kamerze, no wiesz, zaraz wszedłby prawdziwy Liam i powiedział ze to tylko żart. Tak się nie stało. Było bardzo niezręcznie. Ciocia i wujek dowiedzieli się o wszystkim, co zrobił. Byli bardzo źli i nie mogli uwierzyć, ze to prawda. Liam okazał jednak trochę cywilnej odwagi i przyznał się do wszystkiego. Wychodzi na to, że nikt nie zna tego chłopaka. Nawet rodzice. To nie było najgorsze. Najgorsza była rozmowa z nim. Przyszedł do mojego pokoju i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Jakbym była tylko zwykłą kuzynką jak Ronie czy Pailot. Zdenerwował mnie tym i zasmucił. Zaczęliśmy się kłócić i wreszcie powiedziałam mu to, co od zawsze chciałam powiedzieć. Wyrzuciłam z siebie wyszko, co miałam. Jednak poza wyzbyciem się ciężaru nic się nie zmieniło. Zapomniał, zapomniał o naszych obietnicach, ze będziemy zawsze i na zawsze. Zapomniał o mnie. Przestał mnie potrzebować, bo stał się popularny i zdobył innych przyjaciół. Nie chce mieć już z nim nic wspólnego. Nie chce go widzieć ani rozmawiać. Mam nadzieje ze w szkole nie będę musiała za często go widywać. Rozdział Przyjaciel Liam już dawno został zamknięty. Nie chce znów przechodzić przez to samo. Jesteś tylko ty. Mój pamiętnik i największy przyjaciel. Jutro (…) ”


Nie mogłam spać. Byłam zmęczona rozmową z Liamem i całym tym dniem. Wierciłam się w łóżku, szukając najwygodniejszej pozycji do spania. Na marne. Cały czas myślałam o jutrzejszym dniu. Boje się cholernie, tym bardziej, że znów jestem sama. Teraz nie mam nawet Liama. Pierwszą sprawą, przez która nie mogłam spać był właśnie on.  Może zbyt surowo go potraktowałam? Ale przecież na to zasłużył. Źle się zachował. Dałabym głowę uciąć, ze w piątek to nie był on. Okazało się jednak inaczej. Najprawdopodobniej teraz moja szyja by swobodnie zwisa bez tej części ciała. Denerwowałam się przed spotkaniem z nim. Nie wiedziałam, co może się stać. Jak mam się zachować w stosunku do niego. Nie mogłam udawać, ze wszystko jest oklej. Pragnęłam wyjaśnień i przeprosin. Jednak, gdy go zobaczyłam, gdy zobaczyłam ze to ten sam Liam, co przyszedł do nas, gdy się wprowadziliśmy, moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Najpierw zdziwienie potem złość a na końcu zawód. Tego wieczoru byłam na niego bardzo zła. Czerpałam przyjemność z jego klęski. Potem przyszedł czas na osobistą rozmowę z nim. Pragnęłam tego uniknąć. Nie potrzebowałam już wyjaśnień i przeprosin. Znałam prawdę. Przestałam być mu potrzebna. Zmienił się. Nie jest już tym starym Liamem. Przez niego ja też się zmieniłam. Zbudowałam wokół siebie mur. Podczas gdy mieszkałam w Londynie bardzo się ze sobą zżyliśmy. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, myślałam ze na dobre i na złe. Wystarczyła jednak zwykła odległość, aby wszystko runęło. Liam znał mnie jak nikt inny. Ufaliśmy sobie i wspieraliśmy zawsze. Zyłam w świadomości, ze tylko on może być moim przyjacielem, bo on jedyny tak na prawdę dał mi szanse, pozwolił mi się otworzyć i jakoś przetrwać to głupie liceum. Rozumieliśmy się, bo on tez był gnębiony i prześladowany. Najwidoczniej tylko, dlatego się ze mną przyjaźnił, bo tak ja ja nie miał nikogo prócz rodziny. Doszło jednak miedzy nami do konfrontacji. Kosztowało mnie to masę energii. Cieszę się ze powiedziałam mu to, co od dawna chciałam. Zrzuciłam ze swoich barków ten ciężar. Uświadomiłam sobie jednak, ze nadal za nim tęsknie. Pomimo żalu, jaki mam do niego czasem nadal mi go brakuje. Zazwyczaj wtedy, gdy jestem sama, po przeprowadzce lub tak po prostu chciałabym z nim porozmawiać. Dowiedzieć się, co u niego, czy ma dziewczynę, czy tęskni… Dobra przestańmy się oszukiwać. Gdyby tęsknił nie zerwałby ze mną kontaktu. Nawet życzeń na urodziny mi nie złożył. Przez tą rozłąkę zbudowałam wokół siebie anty Liamowy mur. W sumie mur przeciwko każdemu. Skoro własny brat miał mnie gdzieś, gdy się wyprowadziłam, to ktoś, kogo poznam po kolejnej przeprowadzce zapewne zrobi to samo. Tak, więc nie chciałam mieć już przyjaciół. Znajomi wystarczali. Sprawdziłam godzinę na telefonie: 2.30. No nieźle. A jutro musze wstać o przed siódma, bo idee do tej zapyziałej szkoły. No właśnie szkoła. Drugi powód, dla którego nie śpię. W głowie mam tylko głosy:, „ Kim ty jesteś? Nie nadajesz się tutaj!”, „Zatruwasz powietrze! Wracaj tam skąd przyszłaś”, „Nigdy nie będziesz taka jak ja! Żaden chłopak nawet na ciebie nie spojrzy”, „Od dziś nie masz życia w tej szkole”, „Jesteś pewna, ze rodzice cię kochają? Ja bym nie chciała mieć takiej córki jak ty”. I wiele, wiele innych. Opinie innych na mój temat zawsze bolą najbardziej. Mam nadzieje, ze nikt mnie nie pozna. Zamierzam się ukrywać jak najdłużej. Musze być ostrożna, aby się nie wychylać i nikomu nie podpaść. Tylko kurde jak to zrobić? Przecież, gdy dowiedzą się jak się nazywam to znów mnie zniszczą. Leżałam i myślałam tak jeszcze długo. W końcu usnęłam, jednak nie trwało to długo, bo już za moment mama weszła do mojego pokoju i mnie obudziła. Ledwo, co podniosłam się z łóżka. Niewyspana i wyglądająca jak zombie, Powlekłam się do łazienki. Delikatnie się umalowałam, zakrywając wory pod oczami i rozpuściłam włosy. Założyłam jeansy i koszule. Na dworze było pochmurno. Najchętniej udałabym ze jestem chora, ale u moich rodziców to nie przejdzie. Motto Allensów: Jesteśmy twardzi i nic nas nie zniszczy. Aha, akurat. Czyli ja muszę być adoptowana.  Zanim się obejrzałam już siedziałam w samochodzie taty w drodze do szkoły. Nie ogarniałam, co dzieje się wokoło mnie. Strach paraliżował każda część mojego ciała. Nie mogłam się ruszyć ani czegokolwiek powiedzieć. Najchętniej uciekłabym z tego samochodu jak najdalej. Tata włączył muzykę. Zaczął pytać jak się czuje i inne takie. Odpowiadałam zdawkowo. Jak mogli nie powiedzieć mi ze przeprowadzamy się do Londyny i nie spytać mnie o zdanie. Na dodatek sami wybrali mi szkołę. Poznawałam drogę, szkoła musiał być coraz bliżej. Z kamienną twarzą patrzyłam na mijane budynki. Wiedziałam, ze jestem już coraz bliżej. Tata się nie odzywał. Gdy zobaczyłam budynek szkoły, momentalnie się spięłam. Samochód się zatrzymał.

- No to jesteśmy na miejscu. Możesz wysiadać. Musisz najpierw iść do sekretariatu i zobaczyć się z dyrektorką. Ona powie i da ci wszystko, co jest ci potrzebne. Napisz mi sms czy będziesz wiedziała, kiedy kończysz, to przyjadę po ciebie.
- Oklej. – Nastała cisza a ja nie miałam najmniejszego zamiaru wychodzić z pojazdu. To tak jakbym przyrosła do siedzenia.
- Możesz już iść, jest trochę późno. Za 15 min zaczynasz lekcje.
- yhym.. Ta. Idee już. – Trzęsącymi rzekomą powoli otworzyłam drzwi.
- Lilly, posłuchaj mnie. – Zatrzymał mnie. Jest! – Ja wiem, ze to jest trudne, wracać do tej samej szkoły, ale poradzisz sobie. –Spojrzeliśmy sobie w oczy - Wierze w ciebie. Jesteś silna. Nie bez powodu nazywasz się Allens. – Uśmiechnął się pokrzepiająco. Żeby to było takie proste tato. – Idź już, bo się spóźnisz.
- Oklej. Do zobaczenia potem.
Wysiadłam z samochodu i przez chwilę patrzyłam jak tata wyjeżdża z parkingu. Rozejrzałam się stwierdzając ze od kąt się wyprowadziłam to wiele się tu nie zmieniło. Ogromny biały budynek, znienawidzony przeze mnie do szpiku kości. Przyprawił mnie o dreszcze. Przed szkoła znajdował się dość duży plac z ławkami i krzesłami. Niedaleko było boisko. Przed szkołą było mało ludzi. Większość wchodziła do środka ze względu na pogodę. Spuściłam głowie i z bolącym brzuchem zbliżałam się do drzwi. Jest 7. 23 A lekcje zażynają się o 7.30. Wolałabym nie spóźnić się na pierwszą lekcje i nie przykuwać uwagi wszystkich uczniów. Mam nadzieje, ze obejdzie się bez publicznego przedstawiania się na forum klasy. Ktoś mógłby mnie wtedy rozpoznać. Gdy weszłam do środka, był dokładnie tak jak pierwszego dnia. Tłumy młodzieży chodziły po holu, rozmawiali i śmiali się, inni natomiast spieszyli do swoich klas. Wygląda na to, że nikt mnie nie zauważył. Ostrożnie zaczęłam kierować się w stronę sekretariatu. Oczy miałam dokoła głowy, aby przypadkiem na kogoś nie wpaść. Byłam bardzo zdenerwowana. Mocno ściskałam pasek od torby a nogi miałam jak z waty. Czułam się jakbym szła na śmierć. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. W sumie nic dziwnego. Szkoła jest ogromna i jest tu około 1000 uczniów, albo i więcej. Może nikt mnie już nie pamięta? Chwilę potem znalazłam się przed gabinetem dyrektorki. Chyba ktoś był w środku, bo słyszałam czyjeś głosy. Zapukałam i po chwili otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry, jestem… - zaczęłam jednak ktoś mi przerwał.
- Nie widzisz, ze rozmawiamy?! Nie dostałaś pozwolenia żeby tu wejść. – Powiedział a właściwe wykrzyczał wkurzony brunet w kręconych włosach. Przestraszył mnie ton jego głosu. Patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.
- Harry! Jak ty się zachowujesz? – Powiedziała kobieta siedząca przy biurku, zapewne nowa dyrektorka. Miała czarne włosy i przyjazny ton głosu.
- Ja przepraszam, nie powinnam. – Powiedziałam trzęsącym głosem.
- Nie powinnaś. – Szybko powiedział chłopak i spojrzał na mnie wkurzony.
- Spokojnie kochanie, jesteś tą nową uczennicą? – Pokiwałam głową – Poczekaj chwilę na zewnątrz, musze dokończyć rozmowę. – Szybko wyszłam z gabinetu i usiadłam na krześle przy drzwiach. No kurwa zajebiście. Znów musiałam komuś podpaść. Jak ja nie nawiedzę tej szkoły i tego miejsca. Dlaczego nie mogę żyć w spokoju?! Oparłam głowę o ścianę. To pewnie jakiś chuligan, i teraz pewnie on z zemsty będzie się nade mną pastwił. Super. Z pomieszczenia dobiegły mnie podniesione głosy.
- Nie zrobię tego rozumiesz?! – Powiedział chłopak.
- Proszę cię nie krzycz i nie denerwuj się. – Uspokajała go kobieta.
- Jak mam się nie dunderować?! Nie rozumiesz tego, ze nie go znać ani widzieć?!
- Ale to twój ojciec, daj mu szansę, wiesz, że tego żałuje.
- W dupie to mam! Mógł myśleć wcześniej, co robi a nie teraz! Zniszczył nam życie! Nienawidzę go. – Chłopak był chyba na skraju cierpliwości. Jak on w ogóle może się tak odzywać do dyrektorki. Już dawno powinna go wyrzucić. – Ja się dziwie, jak ty ogóle możesz zadać ode mnie żebym się z nim spotkał? Nie pamiętasz, co zrobił?!
- Synu, uspokój się! – On jest jej synem?!:O – Tego nie da się zapomnieć, ale to nie zmienia faktu ze jest twoim ojcem, czy tego chcesz czy nie.
- Powiedz mu ze niech spierdala. Ja nie mam ojca. Koniec tematu.– Drzwi się otworzyły a ja ze strachu podskoczyłam na krześle. Chłopak trzasnął drzwiami i poszedł, nie zwracając na mnie uwagi. Wiedziałam ze Był wkurzony, bo poruszał się z prędkością światła. Nie wiedziałam czy mam wejść czy nie. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcje. Super, czyli jednak się spóźnię. Kilka minut potem pani dyrektor wyszła na korytarz i zaprosiła mnie do środka. Była lekko roztrzęsiona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Wnętrze gabinetu było przytulne. Ściany w kolorze beżu doskonale współgrały z ciemnymi meblami. Wkoło znajdowały się szafki, zapewne z dokumentami. Na środku stało biurko a obok krzesła. Kobieta gestem ręki wskazała, aby usiadła. Tak zrobiłam. Zaczęła szukać czegoś w papierach. Dostrzegłam na biurku zdjecie jej z dwójką dzieci. Jedno z nich to chyba Harry, bo też z burzą loków, a drugie to jakaś dziewczyna.
- Przepraszam za mojego syna, czasem bywa impulsywny. Nie miałam z nim czasu wcześniej porozmawiać i musiałam tutaj w szkole. Tak wiem, to bardzo nie profesjonale z mojej strony. – Zaczęła się tłumaczyć. – To nie było najlepsze pierwsze spotkanie, ale uwierz, może jak uda ci się go poznać, to sama stwierdzisz ze jest na prawdę dobrym chłopakiem. – Popatrzał na mnie i się uśmiechnęła. W oczach miała ten błysk, który nie pozwalał się na nią gniewać. Jej czarne włosy były upięte w perfekcyjnego koka i biała koszula dodawały jej profesjonalizmu.
- Nic się nie stało, powinnam była poczekać. – Chciałam jak najszybciej załagodzić temat i przejść do sedna sprawy.
- Przepraszam, ze się nie przedstawiłam. Jestem Annie Styles – Wyciągnęła do mnie rękę i się uśmiechnęła. Podałam jej swoją.
- Lilly Allens, miło mi panią poznać. – Uśmiechnęłam się do niej. Otaczała ja przyjemna aura, dzięki której mój strach przegnił się w spokój. Zapomniałam o moich obawach, co do tej szkoły.
- Mi też Cię miło poznać, słońce. Jestem bardzo zadowolona, że będziesz ponownie uczęszczać do tej szkoły. – Zachowywała się jakby sytuacja z jej synem, w ogóle nie miała miejsca. Nie jest już zdenerwowana jak wcześniej, tylko radosna i miła. – Wcześniej moje miejsce, zajmował pan Brody, ale odszedł na emeryturę. – Przytaknęłam. – Nie ma sensu, abyś szła teraz na lekcje, sokoro już się zaczęła. Możemy sobie pogadać, chciałabym cię lepiej poznać oraz abyś ty tez poznała mnie. - Zaczęła opowiadać mi o sobie, jak tutaj trafiła oraz zapewniała, że gdy tylko będę mieć jakiś problem, to mam do niej przyjść. Znacznie różniła się od innych dyrektorów jakiś poznałam. Tamci tylko dawali mi plan lekcji i inne potrzebne rzeczy, nie interesowało ich nawet moje imię czy nazwisko. Niektórych nawet nie poznałam, bo wszystko załatwiała za nich sekretarka. Pani Style była pogodną i przyjazną kobietą, chciała zżyć w zgodzie z uczniami. Jej priorytetem było okazanie wsparcia i szacunku. Mówiła o tym, ze chciałaby, aby z każdym uczniem miała dobre relacje. Chce być jak przyjaciel lub nawet matka. Żyć dla uczniów i w zgodzie ze mną. Stwierdziłam, że musi być doskonała matką i idealnie nadaję się do swojej pracy. Poza dobrym sercem jest również stanowcza i wymagająca. Oczekuje ode mnie profesjonalizmu i sumienności. Później zaczęliśmy rozmowę na mój temat. Była ciekawa, jakie mam zainteresowania, czego od niej i szkoły oczekuje. Jak było w innych szkołach, jak czuję się po ciągłych przeprowadzkach itd. Rozmawiało mi się z nią bardzo dobrze. Nawet nam, kiedy minęła ta godzina. Bardzo ją polubiłam i jestem zadowolona, że mam tak cudowną dyrektorkę. Dostałam plan lekcji oraz inne potrzebne rzeczy. Chwile przed dzwonkiem wyszłam z jej gabinetu i powędrowałam do mojej szafki. Nie miałam z tym większego problemu, przecież znałam to miejsce jak własna kieszeń. Znam tutaj masę kryjówek. Na korytarzu było coraz więcej ludzi. Po dzwonku na przerwę, korytarze wypleniły się do końca. Zrobiłam zdjęcie mojego planu telefonem a kartę wrzuciłam do szafki. Pierwszą mam matematykę, która na szczęście przegapiłam. Teraz druga lekcyjna, wiec czeka mnie historia z prof. Yeatsem, nie uczył mnie wcześniej. Ciekawe, z kim będę chodzić na zajęcia. Oby tylko nie z Jasicą i jej świtą. Wzięłam książki na kolejne godziny i poszłam w stronę Sali. Bynajmniej tak mi się wydawało. Ostrożnie chodziłam miedz ludźmi, aby przypadkiem na kogoś się nie natknąć. Nie podnosiłam głowy, bałam się, ze ktoś mnie rozpozna. Mam nadzieje, że Liam wziął sobie do serca wczoraj moje słowa i do mi spokój. Jeszcze tego brakowało, aby ktoś dowiedział się ze jego siostra znów tu jest. Najgorsze był to, ze nie mogłam znaleźć mojej Sali. Wszystko mi się pomieszało. Ze trach, ze ktoś jednak dowie się, ze znów tu jestem rozbolała mnie głowa i za cholerę nie widziałam, gdzie jestem. Dzwonek zadzwonił, co oznaczało ze musze jak najszybciej znaleźć się w Sali nr 205. Raz kozie śmierć. Podeszłam do blondyna, który wyjmował coś ze swojej szafki.
- Przepraszam – zaczęłam trzęsącym głosem, blondyn na mnie spojrzał. Miał niebieskie oczy, ale nie kojarzyłam żeby chodził do tej szkoły wtedy, co ja. Może to jakiś pierwszak.
- Tak, słucham? – Spojrzał na mnie badawczo.
- Jestem tu nowa i się zgubiłam. Możesz powiedzieć mi gdzie jest sala nr 205? – Zapytałam z nadzieją. Wskazał na chody.
- Tymi schodami wejdź piętro wyżej, potem skręć w lewo i po prawej stronie, trzecie drzwi z rzędu. – Powiedział i uśmiechnął się.
- Dziękuje bardzo. – Zrobiłam to sami i szybko poszłam w tamtą stronę. Niezauważoną udało mi się dojść do klasy. Wszyscy uczniowie byli jeszcze na korytarzu. Wszędzie grupki żywo rozmawiały i śmiały się. Nie widziałam nikogo znajomego. Stanęłam przy ścianie i czekałam aż przyjdzie nauczyciel. Nie zamierzałam poszerzać grona moich znajomych. Nadal byłam w szoku i strachu, ze tu jestem. Ta szkoła to dla mnie piekło.
Spojrzałam w lewo i zobaczyłam JEGO. Nagle wszystko wkoło zniknęło, był tylko on i nic poza nim. Czarne włosy postawione do góry, wąskie rurki i znoszona kurtka, plecak zawieszony na jedno ramie i sposób, w jaki szedł korytarzem sprawił ze nie mogłam oderwać od niego wzroku. Leniwie stawiał krok za krokiem, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jednak kryła w sobie tajemniczość i jakąś zagadkę. Wszystkie dziewczyny wzdychały na jego widok. Ja nie mogła masie ruszyć, jego obecność mnie sparaliżowała. Wszystko wkoło straciło znaczenie. Mogłabym godzinami patrzeć na jego idealną sylwetkę twarz. Brązowe oczy i śniada karnacja wprawiały mnie w zachwyt. Przeszedł obok mnie nawet niż mnie nie zerkając. Zapewne mnie nie zażywały, ja natomiast poza nim nie widziałam nikogo innego. Anioł w ludzkiej skórze. Nie mogłam się opanować, bo moje serce biło zbyt szybko. Pierwszy raz jakiś chłopak sprawił, ze tak się czuję. Z letargu wyrwał mnie nauczyciel, który właśnie wszedł do Sali, a za nim reszta uczniów. Weszłam do środka i rozejrzałam się za wolnym miejscem. W koncie Sali dostrzegłam jedno miejsce obok brązowo włosej dziewczyny. Nieśmiało do niej podeszłam. Kilku uczniów zwróciło na mnie uwagę, nauczyciel było obojętny.
- Hej, czy to miejsce jest wolne? – Zapytałam nieśmiało. Dziewczyna spojrzała spojrzała na mnie zdziwiona.
- O.. Hej – chwila ciszy, pewnie to miejsce jest zajęte – tak oczywiście, siadaj. – Szybko powiedziała i promiennie się uśmiechnęła. – Jestem Nesli. – Wyciągnęła do mnie rękę i spojrzała mi w oczy tymi swoimi dużymi niebieskimi parzydłami. Wydała się być bardzo przyjazna.
- Lilly, dopiero się wprowadziłam. Ale nie chce żeby wszyscy się o tym od razu dowiedzieli. – Podałam jej ręki i również pogodnie się uśmiechnęłam.
- Nie masz się, o co martwic, nie mam za dużo znajomych w tej szkole. Miło mi cię poznać.
- Mi również. - Nauczyciel zaczął sprawdzać listę, w klasie nastał spokój.
- Nensli Pack. – Boże, co to za imię? Gorszego nie było? I skąd w ogóle pomysł?
- Jestem! – Odezwała się moja sąsiadka z ławki, rzuciłam jej zdziwione spojrzenie. – Długa historia, później ci wytłumaczę, bo profesor nie toleruje rozmów na lekcji. – Pokiwałam głową.
- Widzę, ze mamy nową uczennice. – Przeszedł mnie dreszcz, nie tylko nie to. Błagam! – Panienka Lilly Allens. Czy jest dziś obecna? – Rozejrzał się po Sali. Nensli szturchnęła mnie łokciem, a ja nie mogłam wydusić słowa.
- Jje..Jestem. – Zająknęłam się.
- Wstań, bo cię nie widzę. – Powoli wstałam, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie. Teraz na pewno ktoś mnie rozpozna.
- Miło mi cię poznać, jestem Mark Yeats. Możesz już usiąść Lilly. – Usiadłam i resztę godziny nie podnosiłam głowy nad książkę. Unikałam wszystkich ciekawskich spojrzeń, bo wiedziałam, że ludzie mi się przyglądają. To normalne, bo jestem nowa, powinnam się do tego już przyzwyczaić po tylu przeprowadzkach. Jednak nadal było to dla mnie krepujące. Do końca lekcji siedziałam cicho jak myszka. Gdy lekcja się skończyła szybko spakowałam swoje rzeczy. Następną mam biologie.
-, Co masz teraz? – Usłyszałam głos mojej sąsiadki.
- Biologie w 103, a ty? – Wydaje się być miła dziewczyną, może nawet uda nam się zaprzyjaźnić.
- Ja tez! Mogę cię tam zaprowadzić jak chcesz. – Powiedziała z uśmiechem.
- Ta jasne, dziękuję. – Wyszłyśmy razem z klasy. - Jesteś bardzo miła, nie możliwe żebyś nie miała tutaj dużo znajomych. – Zaczęłam rozmowę.
- Ta… to długa historia, ale nie chce o tym mówić. Może kiedyś w przyszłości. – Spochmurniała i posłała mi smutny uśmiech.
- Przepraszam, nie będę nalegać, żebyś powiedziała mi, co się stało.
- nie masz, za co. Po prostu życie czasem jest dla ciebie okrutne. – Skończyła mówić i w tym momencie ktoś przechodząc obok szturchnął ja tak mocno w ramie, ze szatynka upadła z impetem na ziemie.
- Jezu! Nic ci nie jest? – Szybko pomogłam jej wstać.
- Spoko, to nie pierwszy raz. Przyzwyczaiłam się. – Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, jednak w jej oczach widziałam smutek i ból. Zobaczyłam tam również siebie sprzed 2 lat. Byłam wtedy ta samą dziewczyną, co ona teraz. Cierpiąca i smutną. Chciałabym jej pomóc, ale kto pomoże mi? Na zewnątrz jestem oklej, jednak w środku rany jeszcze się nie zagoiły. – Czasem nie możesz zapanować, nad niektórymi rzeczami. Potem ponosisz tego konsekwencje. – Spojrzałam jej w oczy.
- W tej szkole panuje zasada, ze, jeżeli kiedykolwiek zrobisz cos złego, nie będziesz miała już tutaj życia. Wiem coś o tym. – Nensli posłała mi pytające spojrzenie. – To długa historia, ale nie chce o tym mówić. – To zabawne, ze przed chwilą ona powiedziała dokładnie to samo. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Czuje, że obie potrzebujemy wsparcia i ze możemy je sobie dać. – To, co z tym twoim imieniem? – Szybko zmieniłam temat. Poszłyśmy w stronę Sali od biologii.
- To zabawna historia. – Zaśmiała się dziewczyna, zapominając o naszej poprzedniej rozmowie.- Moi rodzice są dość oryginalni. Ja i moje rodzeństwo mamy dziwaczne imiona. Twierdzą, że normalne imiona są nudne i sami wymyślili nam własne. Każde ma swoją historie i genez. Ulubionym filmem mojej mamy jest „Silenie” a tata uwielbia filmy Nela Gibsona, więc stworzyli kombinację tych dwóch imion i wyszło Nelsni. – Spojrzałam na nią rozbawiona.
- No nieźle, twoi rodzice muszą być szalonymi ludźmi. – Obie się zaśmiałyśmy. Doszłyśmy do naszej Sali. Nie zauważyłam nikogo znajomego. Tak jakby wszyscy zapadli się pod ziemie. Podoba mi się to. 
- Kogo tak wypatrujesz?
- Ja? Nikogo, tak się tylko rozglądam. Jak chcesz żeby do ciebie mówić? – Zmieniłam temat, bo dziewczyna zaczęła podejrzliwie mi się przyglądać.
- Nesli. Nie mów do mnie przy ludziach pełnym imieniem. – Pikowałam głową.
 Miałam się odezwać, gdy zobaczyłam JĄ. Stanęłam jak wryta. Wszędzie poznam te długie blond włosy, idealną sylwetkę i sposób, w jaki się poruszała. Szła w moją stronę, będąc coraz bliżej. Głowę miała uniesiona wysoko w górze niczym królowa. Zresztą zawsze miała się za królowa tej szkoły. Szła środkiem korytarza ze zowią świtą. Jak widać nic się nie zmieniło. Nadal rządziła tą szkołą. Jest taka, jaką ją zapamiętałam: pewna siebie patrząca na innych z wyższością. Panie i Panowie, przedstawiam wam mój największy koszmar, demona w ludzkim ciele: Jasicę  Pirson. Nic się nie zmieniła. Mogłabym poznać ja nawet w nocy. Ta sama twarz, ten sam grymas na trawy, wszystko to samo. Ta sama mina, gdy zarzuca włosami. Stałam jak sparaliżowana. Nie wiem, który to już raz dzisiaj. Jej oczy spotkały moje, a moje kolana zrobiły się jak z waty. Chciałam się schować, krzyczeć o pomoc, ale nie mogłam nic zrobić. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot. Neli szturchnęła mnie w ramie, a wtedy szybko odwróciłam wzrok.
-, Co ty robisz?! Przestań się tak na nią gapić. – Nakrzyczała na mnie szeptem koleżanka. Nie mogłam wykrztusić słowa. Strach opanował moje ciało i zmysły. Serce biło szybciej niż kiedykolwiek. – Zbladłaś, stało się cos? – Powiedziała zmartwiona.
- Niieee. Wszzz-ystko dobrze. Duszno na tym korytarzu. – Byłam roztrzęsiona i czułam ze brakuje mi powietrza. Wyjęłam z plecaka wodę i szybko się jej napiłam. Uczniowie zaczęli wchodzić do Sali. Ukradkiem rozejrzałam się, ale nie gdzie nie zauważyłam Jasicy.
- wszystko oklej? – Pokiwałam głową. – To chodźmy, bo się spóźnimy na lekcje. Możemy usiać razem, i tak siedzę sama. – Nadal nie mogłam nic powiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. Weszłyśmy do sali. Nie mogłam skupić się na lekcji, bo w głowie miałam tylko ją.
 
Hej wszystkim!  Jest  5 rozdział. Byłaby miło jakbyście napisali co o nim sądzicie! czekam na wasze komentarze, to bardzo motywuje! <3

 




piątek, 4 września 2015

Rozdział 4.


               ,, Zmieniłeś się, stary Liam nigdy by się tak nie zachował "


Nie wiem jak długo staliśmy i patrzyliśmy na chłopaka. Nie wierzyłam własnym oczom. Stał przed nami i unikał naszego wzroku, widocznie przestraszony tego, co może się teraz stać. Nikt z nas nie spodziewał się, ze tak szybko się spotkamy, na dodatek w takich okolicznościach. Pierwsza odezwała się ciocia, przerywając niezręczną ciszę.
- Wyrósł, nieprawda? Nie sadziłam, że aż tak zdziwi was jego widok. - Powiedziała i roześmiała się. Spojrzałam na mamę z niedowierzaniem. Również nie wiedziała, co jest grane . Czy to napewno nie jakis sen? Spojrzałyśmy na ciocie. Nagle uśmiech zszedł z jej twarzy. Wydała się zmartwiona.
- Stało się coś? Dziwnie się zachowujecie. - Spojrzała na nas badawczo. Nie odpowiedzieliśmy.
- Tak wyrósł, że nigdy bym go nie poznał. - zaczął tata - Nawet by mi na myśl nie przyszło, że to nasz Liam. Prawda kochanie? - Powiedział tata, udając zdziwionego. Złapał się za podbródek i udawał, że nad czymś myśli. Wiedziałam, że udaje. Tak jak my nie spodziewał się go tu zobaczyć. Nie podaruje mu, na pewno. 
-Ile to my się nie widzieliśmy Liam? Chyba bardzo dawno temu? - Zaczął ironicznie, zły wymownie spojrzał na Liama. - Poznajesz nas w ogóle? - Liam był cały czerwony. Jestem pewna, ze doskonale pamięta tamtą noc. Nie wiedział, co powiedzieć, mam wrażenie, ze bał się na nas spojrzeć.
- Wujek cię o coś pyta. Kultura wymaga abyś odpowiedział. Jak cię wychowałam?! - Rozzłościła się ciocia. Nie mogłam się opanować i parsknęłam śmiechem. Jaka kultura? Jakie wychowanie? Chyba zaraz się posikam ze śmiechu. Mama rzuciła mi rozbawione spojrzenie. Wujkowie i babcia dziwnie na nas popatrzyli. Liam nadal się nie odzywał.
- No odezwiesz się w końcu czy nie?! Liam! - Wujek szturchnął jego ramie. Przyglądając się temu poczułam się ja we śnie. Chłopak, który obraził nas i zachował się jak cham, teraz jest w moim domu. Na dodatek okazał się moim bratem, którego nie widziałam 1,5 roku. Stoi przed nami, w naszym własnym mieszkaniu i robi w gacie. Jestem bardzo zła i nie mam ochoty odzywać się do niego tego wieczoru ani w najbliższej przyszłości. Ale muszę przyznać, ze ta stacja mnie bawi. Li ma przerąbane po całości. Jego rodzice o niczym nie wiedzą, a moi są na niego tak źli, ze nie puszczą mu tego płazem. Wygląda jakby bał się poruszyć, nawet o milimetr. Patrzy na swoje buty i na nikogo innego. Przypomina mi małe dziecko, które zaraz się popłacze, bo zrobiło coś złego, i czeka aż rodzice na niego nakrzyczą. Trochę zaczyna mi być go szkoda. Ale moment, nie! Lilly ogarnij się. On cię obraził. Należy mu się kara i nauczka. Dobrze mu tak. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Wydaje mi się, że widzieliśmy się całkiem niedawno. Racja? - Powiedziała i spojrzała na nas. Pokiwaliśmy z tatą głową. Usta miała złożone w dziubek, a ręce zakrzyżowała na piersi i wymownie popatrzyła na Liama, czekając aż odpowie.
- Naprawdę? Liam, dlaczego się nie pochwaliłeś? - Powiedziała podekscytowana ciocia. Chłopak nadal milczał.
- Do jasnej cholery, odezwiesz się w końcu czy nie?! I nie stój tutaj jak jakiś kołek - krzyknęła babcia i uderzyła Liama w tył głowy. On wzdrygnął się na jej ostry ton i złapał za głowę. Jest jakiś postęp, chociaż się ruszył.
- Wyyydaje mi się..., że żżee nie ma się, czym chhhwalić - Od kiedy Liam się jąka? A tak, gdy się stresuje. Podniósł wreszcie głowę znad swoich butów. Spojrzałam na niego z nienawiścią, a w jego oczach mogłam zobaczyć wstyd i niepokój. Dobrze ci tak. Powinnam ci jeszcze skopać tyłek.
- Oho ho.. - Powiedział tata, udając zaskoczonego - Wydaje mi się, że jednak jest. Od czego by tu zacząć hmm? - Udał ze się nad czymś silnie zastanawia. - No sam nie wiem... Ty to zrób, wszystko na pewno doskonale pamiętasz - położył nacisk na ostatnie słowo. Uwielbiam tatę. Będąc w wojsku doskonale nauczył się kontrolować i zastraszać innych. Oczywiście, tylko wtedy, gdy to konieczne. Np teraz. Mam ochotę przybić mu piątkę.
- To się zaczyna robić już dziwne. Ktoś mi wytłumaczy, o co tutaj chodzi? Kiedy wy się widzieliście i dlaczego Liam, gdy tu wszedł wyglądał jakby zobaczył ducha? - Powiedział wujek.
- Jestem pewna, ze Liam nie może się doczekać aż wszystko wam opowie, tak, więc chodźmy do jadalni, bo obiad stygnie. Potem wam opowie. - Powiedziała mama i zaprowadziła gości do pokoju. Szłam ostania z Liamem nawet na niego nie patrząc.
- Ratuj, proszę. - Szepnął tak, aby nikt go nie słyszał.
- Nie masz, na co liczyć. - powiedziałam nie patrząc na niego. Wyminęłam go i poszłam do jadalni. Mama podała obiad i wszyscy zaczęliśmy jeść. Siedziałam naprzeciw Liama. Od czasu do czasu ktoś coś powiedział, ale przez większość czasu panowała cisza. Kurczak przygotowany przez mamę nie pozwalał na jakąkolwiek wymianę zdań. Pychota a ja jestem taka głodna. Gdy wszyscy skończyli jeść towarzystwo się ożywiło. Babcia zadawała mi mnóstwo pytań, z czego byłam zadowolona, bo nie musiałam rozmawiać z Liamem. W niecierpliwieniu czekałam aż sytuacja z piątku wyjdzie na jaw. Wreszcie wujek zadał to pytanie.
- To powiecie jak i kiedy widzieliście się z naszym synem? Bo nic się nie chwalił. - Spojrzałam na Liama, który był w trakcie jedzenia ciasta, momentalnie przestał i zbladł.
- Najlepiej będzie jak Liam wam wszystko opowie - powiedział tata i znacząco na niego spojrzał. Liam podniósł powoli głowę znad talerza i zdenerwowany rzucił spojrzenie na wszystkich. Przełknął głośno ślinę.
- No mów, synu. - powiedziała zdenerwowana babcia.
- Chyy-yba nie ma-aa, o czym mówić - zająkał się.
- Wydaje mi się, ze jest i to dużo. No pochwal się, śmiało! - Powiedziała zadowolonym tonem mama. - A może już zapomniałeś?
- Więc.. To było taaak. - Znowu zamilkł. Wszyscy patrzyliśmy na niego wyczekująco. Po dłuższej ciszy ciocia nie wytrzymała.
- No powiesz w końcu czy nie? Zabierasz się za to jak sroka za morze. Powie mi ktoś, o co tu chodzi? Liam mów natomiast, co nabroiłeś!
- Bo chodzi o to... Że... - Ciocia spojrzała na niego surowym wzrokiem. Westchnął - W piątek byłem na imprezie u Ashtona i, i... - Zaciął się - iii jak to na imprezie, za dużo wypiłem - bawił się palcami, nie patrząc na nas - iii ktoś rzucił, to znaczy powiedział, ze Ash ma nowych sąsiadów i, że ktoś musi iść ich przywitać w naszym stylu i... I wypadło na to, ze to ja poszedłem iii... I.. Poszedłem tam i... Okazało się, że to ciocia i wujek. - podniósł wzrok i krzywo się uśmiechnął.
- No i nie można było tak od razu? - powiedział zadowolony wujek. Ja i moi rodzice się nie odezwaliśmy.
- I co był dalej? Byłeś pijany i co? - Powiedziała surowo ciocia. Liam od razu zmienił nastrój.
- Iii...
- Przestań z tym i tylko mów, dość tego dukania! - Powiedziała.
- Bo ja ich nie poznałem...
- Co? Nie wierze! - Babcia podniosła ręce do góry - Jak mogłeś ich nie poznać? Może Lilly się trochę zmieniła, ale reszta nie.
- Pozwól mu skończyć mamo, bo wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec opowieści. - Po tym ciocia wymownie spojrzała na Liama i założyła ręce na pierś. Przetarł twarz dłońmi.
- To dopiero początek - wtrącił tata. Jestem pewna, że Liam już ma pełne gacie.
- No nie poznałem, bo byłem pijany.
- Co ja ci mówiłam o piciu alkoholu?! - Ciocia pacnęła go w tył głowy. To był zabawne oglądać tak przestraszonego Liama. - Co była dalej?
- W sumie to nie pamiętam tego zbyt dobrze... Wiem, ze było dość późno.
- Dochodziło 4 RANO. - Powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo mama. - A my byliśmy zmęczeni po długiej podróży.
- Która?! Czy ty do reszty oszalałeś?! - Krzyknęła ciocia.
- Daj mu dokończyć, nie to było najgorsze. - Wtrąciła mama.
- No to potemmm.. Zadzwoniłem chyba do drzwi iii czekałem aż ktoś wyjdzie. No i pojawili się wszyscy w piżamach i zaspani. Iii.. Przywitałem się grzecznie, i przedstawiłem tak jak mnie uczyłaś. Ale.. - przerwał -  wujek na mnie nakrzyczał, za to, co zrobiłem. - wypuścił powietrze z ust - No iii się trochę, jakby to powiedzieć... Zdenerwowałem się i też na niego nakrzyczałem mm chyba.. - To chyba wszystko, co chciał powiedzieć, bo spojrzał niepewnie na ciocie.
- I pamiętasz, co wtedy powiedziałeś? - Zapytał wujek.
- Nie.
- A szkoda, bo my pamiętamy to doskonale. - Powiedział tata. - Liam przywitał nas w bardzo oryginalny sposób. Na początku był nawet miły, pomijając fakt, ze obudził nas o 3.48 - zaakcentował godzinę - Nie spodobało mi się to, i owszem, opieprzyłem go. Ale to Liam dolał oliwy do ognia.
- Dojdźmy do sedna: nazwał nas dziadami i zjebami czy jakoś tak. Tak to chyba było, prawda Liam? - Mama z krzywym uśmiechem spojrzała na niego. Ja nie miałam zamiaru się odzywać. Wujkowie i babcia wytrzeszczyli oczy. Ciocia zaczynała robić się czerwona, a Liam schował twarz w dłonie. - Ale to jeszcze nie koniec Caren, powiedział kilka innych niegrzecznych słów, ale nie będziemy już tego powtarzać.
- Liam, czy to wszystko to prawda? - Ciocia powstrzymywała się, zęby nie wybuchnąć. - Pytam cię o cos, synu.
Liama miał spuszczoną głowę. Przyglądałam się temu wszystkiemu z boku i obserwowałam miny wszystkich zgromadzonych. W duchu skakałam z radości, bo należy mu się za to, co zrobił i powiedział. Tak, czasem jestem zołzą i dobrze mi z tym. Babcia masowała skronie, a wujkowi było wstyd spojrzeć nam w oczy.
- Zapewne nie znałaś Liama z tej strony. My również. - Powiedziała mama.
- Liam do jasnej cholery! Czy ty jesteś nienormalny? Jakiego wstydu nam przyniosłeś! - Zaczął wujek.
- Liam! - Ciocia pacnęła go ręką w tył głowy widocznie zbyt mocno, bo Liam o mały włos nie zleciał z krzesła. - Jak mogłeś?! Jak?! Patrz na mnie jak do ci mówię, gamoniu! Gdzie ty miałeś głowę?! Czy tak cię wychowałam?! Jeszcze do rodziny!
- Nie poznałem ich oklej?! - Chłopak wybuchnął.
- Nie drzyj się! Jak ty się odzywasz do matki?! Co ty sobie wyobrażasz?! - Wujek wstał od stołu, krzyczał wymachując rękoma.
- Nie poznałeś?! Co to za różnica, do nikogo nie powinieneś się tak odzywać! Czy ja cię tak wychowałam?!
- Byłem pijany, przepraszam, okej?! - Liama był równocześnie wystraszony i zmęczony tą sytuacją.
- Ja cię nie poznaje! Co się stało z naszym Liamem?! Geof, my w ogóle nie znamy naszego syna.. - Cioci opadły ręce i ze zrezygnowaniem spojrzała w jego stronę.
- Od dziś masz szlaban i aby spróbuj jakiegoś alkoholu to nie ręczę za siebie.
- Dobra Geof, daj spokój. Policzycie się z nim w domu, widać ze chłopak jest wystraszony i mu wstyd. - Zaczęła spokojnym tonem babcia - Później dogadacie się razem w czworo, jaką kare ma za to ponieść i będzie po sprawie. - Puściła oczko Liamowi - Słonko, wydaje mi się, że miałaś nam coś do powiedzenia - zwróciła się do mojej mamy.
- My... Tak.  Od czego by tu... - Spojrzała na tatę.
- Az się boję - mruknął Li. Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze złością. 
- Siedzisz to siedź i się nie odzywaj! Wystarczająco już powiedziałeś. - Zgromiła go spojrzeniem ciocia.
- Więc - uśmiechnęła się - Jestem w ciąży - uśmiech stał się jeszcze większy. Wszyscy automatycznie się rozchmurzyli. Ciocia i babcia były zachwycone i podeszły uściskać mamę. Babcia się nawet wzruszyła. Zaczęły się gratulacje, a lawina pytań spadła prosto na moją mamę. Potem pytano mnie i tatę, jak się z tym czujemy. I oczywiście najważniejsze pytanie do mnie skierowane: Czy nie będę zazdrosna. A niby, dlaczego miałabym być? Przecież to tylko kolejne dziecko w rodzinie. A jestem już prawie pełnoletnia i w pełni samodzielna. Poradzę sobie bez mamy. Poza tym zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Chyba nie mam się, czego obawiać, prawda? Po tym jak rozmowy zeszły na inny tor postanowiłam ze pójdę do swojego pokoju. Bez sensu jest siedzenie tutaj i słuchanie, o czym gadają. Nigdy nie lubiłam siedzieć ze starszymi, zawsze ulatniałam się gdzieś z Liamem. Teraz jest to niemożliwe więc pójdę sama. 
- Mamo, pójdę na górę.
- Oklej, idź. - Już miałam odchodzić, gdy.. - Może weź Liama ze sobą, co? - Uśmiechnęła się, a ja oczami dałam jej znak, ze to beznadziejny pomysł. Nie chciałam jednak robić przykrości wujkowi i cioci oraz chciałam uniknąć późniejszej pogadanki mamy, o tym jak się zachowałam i dlaczego nie powinnam tego robić. Poza tym posłała mi nieprzyjmujący sprzeciwu wzrok i musiałam się zgodzić. Niestety. Moi rodzice, pracując w wojsku, na serio nie znoszą sprzeciwu. Odwróciłam się wiec niechętnie do Liama. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Ta, jasne. - Posłałam mu wymuszony uśmiech. - Chodź. - Nie czekałam na niego i poszłam. Liam wstał niepewnie i ruszył za mną po schodach. Otworzyłam drzwi i weszłam do mojego pokoju. Przypadkowo albo i nie zamykając je przed nosem Liama. Liam powoli je otworzył i niepewnie wszedł do środka. Stanął i podrapał się po karku, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Ja natomiast zignorowałam go i wyszłam na balkon. Na zewnątrz było dość chłodno, a ja byłam ubrana w jeansy i T-shirt z krótkim rękawem. Oparłam się przodem o barierkę i podziwiałam dzielnice. Wszędzie było już ciepło, a w domach paliły się światła. Cisza, spokój, żadnych imprez i pijanych nastolatków. Liam oparł się o barierkę obok mnie.
- Przepraszam.
- Mam gdzieś twoje przeprosiny. - Powiedziałam gorzko, nie patrząc na niego.
- Daj mi się wytłumaczyć. - Odwrócił się w moja stronę.
- Nie mam na to ochoty. Zrozum, mam to gdzieś. - Tak ja ty odkąd wyjechałam miałeś mnie gdzieś. Pomyślałam.
- Lillo - powiedział błagalnie.
- Nie nazywaj mnie tak! To już jest niekatulanie, bo wszystko spieprzyłeś! - Kiedy byliśmy mali wymyśliliśmy sobie przezwiska, o których wiedzieliśmy tylko my. Liam nazwał mnie Lilo a ja go Limo. Dziwne, ale byliśmy dziećmi. Od tamtej pory, tak się do siebie zwracaliśmy i tylko my mogliśmy to robić. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Kiedyś.
- Ale zrozum... - Złożył ręce jak do modlitwy i błagalnie na mnie popatrzył.
- Co mam zrozumieć? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Chyba nie myślisz, że jedno pieprzone przepraszam wystarczy. - Odwróciłam się do niego plecami. Co mam zrozumieć, ze tak po prostu miałeś mnie w dupie przez cały ten czas. Ja umierałam z tęsknoty i samotności.
- Posłuchaj mnie, proszę. - Spojrzałam na niego.
- Po co? Co niby masz na swoją obronę? Że byłeś pijany?! - Jestem tak wkurzana, ze mam ochotę mu przywalić.
- Bo byłem! - Potrząsnął rękoma - Nie udawaj takiej świętej, ze nigdy nie byłaś pijana. Wiesz, że wtedy nie myślisz o tym, co robisz.
- Jak śmiesz?! Teraz to może moja wina, co? - Jestem pewna, ze moja twarz jest czerwona ze złości.
- Nie to miałem na myśli. Chodziło mi o to, ze ja nawet nie pamiętam tego, co się stało. Nie wiedziałem, co wtedy robię, oklej?! Zrozum! - Widziałam w jego oczach, ze ta sytuacja go przerosła.
- Mam to w dupie! Może nad językiem też nie panowałeś? A wiesz, co ci powiem? Ludzie pijani rzadko kłamią, a ty w szczególności. Znam cię. Wiec lepiej oszczędź sobie kompromitacji, Liam - popatrzyłam na niego z pogardą.
- Proszę cię, wybacz mi! - Zaczął błagać. - Nie miałem tego na myśli, powiedziałem tak, bo bylem zdenerwowany i pijany, a nie, dlatego, ze tak uważam. Gdybym wiedział, że to wy to nigdy bym tego nie zrobił. Przecież was znam i bardzo lubię. A twoi rodzice są przecież bardzo fajni i nie są takimi sztywniakami, mimo, że pracują w wojsku. Ciebie w szczególności bym nie obraził.
- Przestań pieprzyc Liam, okej? Bo nie chce mi się ciebie słuchać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał cofnąć czas.
- Ty patrz! Wiedziałeś, ze to jest niemożliwe? Dziwne nie? - Udałam ze jestem zaskoczona.
- Sarkazm to twoje drugie imię. - Powiedział z kpiną.
- A twoje to kłamca, a na drugie dupek! - Wreszcie nie wytrzymałam i powiedziałam to, co mi leży na sercu.
- O co ci teraz chodzi? Nikogo przecież nie okłamałem!
- Złamałeś obietnice!
- Jaka obietnice? O czym ty gadasz, Lilly?! - Zrobił zdezorientowana minę, a mi zrobiło się bardzo przykro. Zapomniał.  Już dawno to sobie uświadomiłam, jednak poczułam ucisk w sercu.  
- Wydaje mi się, ze nie mamy, o czym ze sobą rozmawiać. – Skierowałam się w stronę drzwi. Liam stanął przede mną utrudniając mi pójście dalej.
- Możesz się łaskawie przesunąć?! Chce przejść, jakbyś nie zauważył. – Powiedziałam ze złością w głosie. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie i szybko odwróciłam wzrok, bo poczułam ze łzy zbierają mi się w oczach. Nie chce pokazać mu, ze sprawił mi przykrość. Już i tak zbyt wiele wypłakałam.  
- Najpierw wytłumacz mi, o co chodzi. Chciałem przeprosić Cię za to, co się stało w piątek, bo szczerze tego żałuje i naprawdę chciałbym cofnąć czas. Zrozumiesz w końcu? Proszę cię –Liam był bardzo przejęty tym, co mówił i wiem ze mówił szczerze. Nie patrzyłam na niego. Mogłam mu to wybaczyć, bo był pijany, ale moja frustracja wzrastała coraz bardziej. On zapomniał. On, ten, który miał być zawsze i wszędzie. On jedyny dawał mi nadzieje, ze jednak nie jestem taka beznadziejna. Dawał mi poczucie akceptacji przez otoczenie. Sprawił, ze nie czułam się jak kosmita. Miałam przyjaciela, z którym mogłam porozmawiać o wszystkim i zawsze. Gdy wyjechałam wszystko się skończyło. Teraz poczucie stabilności gdzieś zniknęło. Razem z zaufaniem.
- Ty nic nie rozumiesz! – Wykrzyczałam mu w twarz, – Co sobie wyobrażałeś, ze przyjdziesz tu, przeprosi, powiesz jak Ci przykro i będzie po sprawie?!
-A co innego mam zrobić?! Wylizać ci stopy? – Zabolało. Co się stało ze starym Liamem. Stary Liam nigdy by się do mnie nie odezwał w ten sposób. Zmienił się, nie mówiąc o wyglądzie, ( bo teraz bez grzywki z włosami postawionymi do góry, jest nie do poznania), zmienił się pod względem charakteru. W przeciągu półtora roku zmienił się nie do poznania.
- Nie poznaje cię, Liam. – Spojrzałam mu poważnie w oczy. – Zmieniłeś się.
- Wow spostrzegawcza jesteś. Ostatni raz widzieliśmy się ponad 1,5 roku temu, więc się nie dziw. – Popatrzył na mnie jak na idiotkę. Arogancki dupek. Pieprz się, nie chce mi się z tobą rozmawiać. Bez słowa wyminęłam go i weszłam do mojego pokoju. Gdy usiadłam na łóżku Liam wszedł do środka. Napisałam do Meli- mojej koleżanki z Plymouth, że miałam racje. Powrót tutaj okazał się być totalnie zły, a nie poszłam nawet jeszcze do szkoły. Natomiast mój dawny przyjaciel/brat okazał się być kutasem J(uśmiech nienawiści).
- Kmh – Spojrzałam na Liama. Stał na drugiej stronie pokoju i na mnie patrzył. Znów spojrzałam na tel. Chwile potem ponownie usłyszałam kaszlniecie.
- Co?! – Surowo na niego spojrzałam.
- Zamierzasz się do mnie nie odezwać? – Podniósł brew do góry. Zapanowała cisza. – Przepraszam cię, za to, co się stało. Nie wiesz jak mi głupio. Ale skąd miałem wiedzieć, ze to wy. Byłem pijany i słabo ogarniałem, co się wokół mnie dzieje. Nawet nie pamiętam jak wróciłem do domu. Proszę, odezwij się. – Wstałam i podeszłam do niego bliżej.
- Po co mam się do ciebie odzywać? Teraz nagle chcesz ze mną rozmawiać? Jakoś przez ostatnie 1,5 roku nie utrzymywałeś ze mną żadnego kontaktu a teraz oczekujesz rozmowy?! - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Oj nie gniewaj się. – Puścił mi oczko.
- „Oj nie gniewaj się”!? –Zacytowałam jego słowa - Tylko tyle mi masz do powiedzenia?! Dzięki.
- Przepraszam, znowu. Po prostu jakoś tak wyszło, ze nie miałem czasu. No wiesz, szkoła itd. – Ta, Liam i szkoła. On nigdy nie był kujonem. Takie bajeczki to może wciskać komuś innemu. Na pewno nie mi.
- Uważaj, bo zaraz zacznę się śmiać. Ty i szkoła? Zatrujesz chyba sobie. – Parsknęłam śmiechem i spojrzałam na niego spod byka. – Co ty sobie w ogóle wyobrażałeś? Że co, ze przyjdziesz tu, wciśniesz mi jakiś kit o szkole czy innym gównie, przez które nie odezwałeś się nawet słówkiem? – Rzuciłam mu lekceważące spojrzenie – Masz mnie za głupią? kiedy ty się stałeś taki bezczelny?
- Daj spokój. Przecież wróciłaś. Teraz będziesz mogła do mnie przyłazić cały czas i nadrobimy ten czas. – Doszłam do wniosku, ze ja nie mam dla niego już żadnego znaczenia. Jestem mu totalnie obojętna. Znów zrobiło mi się przykro.
- Nic się nie nadrobi, rozumiesz?! Nic! – Odwróciłam wzrok żeby się nie popłakać.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi! Masz to teraz wszystko gdzieś?!
- No właśnie, byliśmy. – Spojrzałam mu w oczy i zaakcentowałam ostatnie słowo. – To ty miałeś mnie gdzieś przez cały ten czas, więc nie miej do mnie pretensji! Zapomniałeś o mnie! Myślisz, ze jak ja się czułam?! Ze było wszystko okej?! – Byłam bliska płaczu. – Nie, nie było! Po tym, co minie tutaj spotkało nawet nie wiesz jak trudno było mi odnaleźć się w nowej szkole! Byłeś moim jedynym przyjacielem i zostawiłeś mnie. Przestałeś się odzywać i zacząłeś mnie ignorować. Nagle z dnia na dzień usunąłeś mnie ze swojego życia. I teraz nazywasz mnie swoim przyjacielem?!  – Łzy płynęły po moich policzkach, a ja byłam coraz bardziej zdeterminowana, alby powiedzieć mu to, co chciałam powiedzieć już od dawna. – Zawiodłeś mnie i zraniłeś! Codziennie miałam nadzieje, ze się odezwiesz, ze może, choć trochę interesuje cię, co się ze mną dzieje, ale niestety to nigdy nie nastąpiło. Nagle zerwałeś ze mną kontakt. A ty jedyne, co masz mi do powiedzenia to głupie: nie gniewaj się?! Dzięki tobie nie czułam się taka samotna, ale zniszczyłeś to. Nie potrafię już nikomu zaufać. Skoro nawet mój własny brat, którego znam od piaskownicy ma na mnie wyjebane, to chyba nikomu nie mogę już zaufać! – Wytarłam policzki dłonią. Byłam zła, moje serce krwawiło a Liam najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć. Spojrzałam mu w oczy, chciałam wzbudzić w nim poczucie winy.
- Ja… nie wiem, co powiedzieć.. – Spuścił wzrok.
- To nie mów nic, tak jak to robiłeś dotychczas i daj mi spokój. Nauczyłam się żyć bez ciebie i nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. – Powiedziałam ostro.
- Ale to nie tak jak myślisz, ja na prawdę nie miałem czasu. Po tym jak wyjechałaś, dużo się zmieniło i – nie pozwoliłam mu skończyć
- Zauważyłam. Ty zmieniłeś się przede wszystkim. Nie jesteś już dawnym Liamem. Stary Liam, nie przyszedłby do nas w środku nocy, aby nas obrazić. Stary Liam nigdy by mnie nie opuścił. – Spojrzałam mu w oczy – Tamten Liam był moim przyjacielem, a tego nawet nie znam.
- Chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Porozmawiać jak za dawnych lat. To nie tak, że przestałem się tobą interesować. Nie chciałem żeby tak wyszło. Żałuje tego, ale czasu nie cofnę. Nie wiedziałem ze aż tak mnie potrzebujesz. Proszę, nie płacz.
- Przestań pieprzyć. Widzę, co się stało, stałeś się popularny i lubiany. Powiedz na ilu imprezach byłeś, gdy ja tu mieszkałam? No na ilu? Nawet na twoje 16 urodziny nikt nie przyszedł. Nikt cię nie lubił. Śmiali się z ciebie, że nie poszło ci w X factorze. Chowałeś się tylko po kontach. Nie miałeś przyjaciół i dlatego byłam ci potrzebna. Żebyś nie był samotny. Tak samo jak ty mi. Ale widać, że dużo Się zmieniło odkąd się wyprowadziłam. Chodzisz na imprezy, jesteś popularny i masz przyjaciół. Ja przestałam być ci już potrzebna i dlatego ty przestałeś się do mnie odzywać. Powiedz, czy to nie prawda? – Liam odwrócił wzrok. Wiedział ze mówię prawdę, ale wstydził się przyznać. W pokoju panowała głucha cisza. Już nie płakałam. Powiedziałam to, co leżało mi na sercu. Czekałam tylko na to aż Liam wreszcie wyjdzie i da mi spokój.
- To nie tak jak myślisz. – W oczach miał poczucie winy.
- A jak? Możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że się mylę? – Włożył ręce do kieszeni i odwrócił wzrok. Dla mnie odpowiedz była jednoznaczna.
- To nie tak. Po części masz rację. Ale wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił... – Jego brązowe oczy były smutne. Zrobiło mi się go szkoda, choć nie powinno – Tak naprawdę to…
- Liam! Jedziemy już, zchodź natychmiast! – Usłyszeliśmy wołanie cioci. Co było dla mnie jak zbawienie, bo nie chciałam już dalej prowadzić tej rozmowy.
- Zaraz – krzyknął zirytowany.
- Natychmiast i nie denerwuj mnie, bo twoja kara będzie gorsza. – Ruszyłam do drzwi, ale Liam mnie zatrzymał.
- Czy będziemy mogli dokończyć tą rozmowę? Chce ci wszystko wytłumaczyć. – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie. – Wyszłam z pokoju. Pożegnałam się z gośćmi za wyjątkiem Liama. Wyszli, a tata ich odprowadził. Zostałam sama z mamą.
- Jak z Liamem? – Zapytała.
- Możemy o tym porozmawiać jutro? Jestem zmęczona. – Chciałam jak najszybciej uciec od tłumaczeń. Mam dość Liama i gadania o nim.
- Okej. Ale wiesz, że jutro idziesz do szkoły?
- Co?! I ty mi mówisz o tym dopiero teraz?
- Zapomniałam. Wybacz.
- Aha. Fajnie – powiedziałam z ironia – nie mogę się wręcz doczekać. – Po tych słowach od razu ruszyłam do swojego pokoju. Super. Jutro moje najgorsze koszmary się ziszczą.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemano Wszystkim!
Oto jest rozdział number four! Miałam dodać na urodziny Liama, ale jakoś tak wyszło, ze nie dałam rady. Przepraszam, ze tak rzadko dodaje, ale obiecuje, ze następny pojawi się gdyyyyyy.... 
BĘDZIE CZTERY KOMENTARZE!
WIĘC ZACHECAM DO KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA BLOGA. KOCHAM WAS BARDZO, BUZIACZKI <3 
TWITTER --> @Lilly_1D_PL