„Nagle wszystko wkoło
zniknęło. Był tylko on i nic poza nim.”
„ (…) wiesz,
spotkałam się dziś z Liamem. On już nie jest tą samą osobą. To ten sam chłopak,
który przyszedł do nas w piątek w nocy. Kto by się spodziewał, nieprawdaż? To
takie dziwne, nie poznać przyjaciela, osoby, o której kiedyś wiedziałeś wszystko, z
którą byłaś kiedyś nierozłączna. Stresowałam się przed spotkaniem z nim. Gdy wszedł
do naszego domu byłam jak sparaliżowana. Tak długo go nie widziałam. Nie
spodziewałam się zobaczyć go takiego. Przez moment myślałam ze jestem w ukrytej
kamerze, no wiesz, zaraz wszedłby prawdziwy Liam i powiedział ze to tylko żart.
Tak się nie stało. Było bardzo niezręcznie. Ciocia i wujek dowiedzieli się o wszystkim,
co zrobił. Byli bardzo źli i nie mogli uwierzyć, ze to prawda. Liam okazał
jednak trochę cywilnej odwagi i przyznał się do wszystkiego. Wychodzi na to, że
nikt nie zna tego chłopaka. Nawet rodzice. To nie było najgorsze. Najgorsza była
rozmowa z nim. Przyszedł do mojego pokoju i zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
Jakbym była tylko zwykłą kuzynką jak Ronie czy Pailot. Zdenerwował mnie tym i
zasmucił. Zaczęliśmy się kłócić i wreszcie powiedziałam mu to, co od zawsze
chciałam powiedzieć. Wyrzuciłam z siebie wyszko, co miałam. Jednak poza wyzbyciem
się ciężaru nic się nie zmieniło. Zapomniał, zapomniał o naszych obietnicach,
ze będziemy zawsze i na zawsze. Zapomniał o mnie. Przestał mnie potrzebować, bo
stał się popularny i zdobył innych przyjaciół. Nie chce mieć już z nim nic
wspólnego. Nie chce go widzieć ani rozmawiać. Mam nadzieje ze w szkole nie będę
musiała za często go widywać. Rozdział Przyjaciel Liam już dawno został
zamknięty. Nie chce znów przechodzić przez to samo. Jesteś tylko ty. Mój
pamiętnik i największy przyjaciel. Jutro (…) ”
Nie mogłam spać. Byłam zmęczona rozmową z Liamem i
całym tym dniem. Wierciłam się w łóżku, szukając najwygodniejszej pozycji do
spania. Na marne. Cały czas myślałam o jutrzejszym dniu. Boje się cholernie, tym
bardziej, że znów jestem sama. Teraz nie mam nawet Liama. Pierwszą sprawą,
przez która nie mogłam spać był właśnie on. Może zbyt surowo go potraktowałam? Ale
przecież na to zasłużył. Źle się zachował. Dałabym głowę uciąć, ze w piątek to
nie był on. Okazało się jednak inaczej. Najprawdopodobniej teraz moja szyja by swobodnie
zwisa bez tej części ciała. Denerwowałam się przed spotkaniem z nim. Nie wiedziałam,
co może się stać. Jak mam się zachować w stosunku do niego. Nie mogłam udawać,
ze wszystko jest oklej. Pragnęłam wyjaśnień i przeprosin. Jednak, gdy go zobaczyłam,
gdy zobaczyłam ze to ten sam Liam, co przyszedł do nas, gdy się wprowadziliśmy,
moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Najpierw zdziwienie potem złość a
na końcu zawód. Tego wieczoru byłam na niego bardzo zła. Czerpałam przyjemność
z jego klęski. Potem przyszedł czas na osobistą rozmowę z nim. Pragnęłam tego
uniknąć. Nie potrzebowałam już wyjaśnień i przeprosin. Znałam prawdę.
Przestałam być mu potrzebna. Zmienił się. Nie jest już tym starym Liamem.
Przez niego ja też się zmieniłam. Zbudowałam wokół siebie mur. Podczas gdy
mieszkałam w Londynie bardzo się ze sobą zżyliśmy. Byliśmy prawdziwymi
przyjaciółmi, myślałam ze na dobre i na złe. Wystarczyła jednak zwykła odległość,
aby wszystko runęło. Liam znał mnie jak nikt inny. Ufaliśmy sobie i wspieraliśmy
zawsze. Zyłam w świadomości, ze tylko on może być moim przyjacielem, bo on
jedyny tak na prawdę dał mi szanse, pozwolił mi się otworzyć i jakoś przetrwać
to głupie liceum. Rozumieliśmy się, bo on tez był gnębiony i prześladowany.
Najwidoczniej tylko, dlatego się ze mną przyjaźnił, bo tak ja ja nie miał
nikogo prócz rodziny. Doszło jednak miedzy nami do konfrontacji. Kosztowało
mnie to masę energii. Cieszę się ze powiedziałam mu to, co od dawna chciałam. Zrzuciłam
ze swoich barków ten ciężar. Uświadomiłam sobie jednak, ze nadal za nim tęsknie.
Pomimo żalu, jaki mam do niego czasem nadal mi go brakuje. Zazwyczaj wtedy, gdy
jestem sama, po przeprowadzce lub tak po prostu chciałabym z nim porozmawiać. Dowiedzieć
się, co u niego, czy ma dziewczynę, czy tęskni… Dobra przestańmy się oszukiwać.
Gdyby tęsknił nie zerwałby ze mną kontaktu. Nawet życzeń na urodziny mi nie
złożył. Przez tą rozłąkę zbudowałam wokół siebie anty Liamowy mur. W sumie mur
przeciwko każdemu. Skoro własny brat miał mnie gdzieś, gdy się wyprowadziłam,
to ktoś, kogo poznam po kolejnej przeprowadzce zapewne zrobi to samo. Tak, więc
nie chciałam mieć już przyjaciół. Znajomi wystarczali. Sprawdziłam godzinę na
telefonie: 2.30. No nieźle. A jutro musze wstać o przed siódma, bo idee do tej
zapyziałej szkoły. No właśnie szkoła. Drugi powód, dla którego nie śpię. W
głowie mam tylko głosy:, „ Kim ty jesteś? Nie nadajesz się tutaj!”, „Zatruwasz
powietrze! Wracaj tam skąd przyszłaś”, „Nigdy nie będziesz taka jak ja! Żaden
chłopak nawet na ciebie nie spojrzy”, „Od dziś nie masz życia w tej szkole”, „Jesteś
pewna, ze rodzice cię kochają? Ja bym nie chciała mieć takiej córki jak ty”. I
wiele, wiele innych. Opinie innych na mój temat zawsze bolą najbardziej. Mam
nadzieje, ze nikt mnie nie pozna. Zamierzam się ukrywać jak najdłużej. Musze
być ostrożna, aby się nie wychylać i nikomu nie podpaść. Tylko kurde jak to
zrobić? Przecież, gdy dowiedzą się jak się nazywam to znów mnie zniszczą. Leżałam
i myślałam tak jeszcze długo. W końcu usnęłam, jednak nie trwało to długo, bo
już za moment mama weszła do mojego pokoju i mnie obudziła. Ledwo, co
podniosłam się z łóżka. Niewyspana i wyglądająca jak zombie, Powlekłam się do
łazienki. Delikatnie się umalowałam, zakrywając wory pod oczami i rozpuściłam
włosy. Założyłam jeansy i koszule. Na dworze było pochmurno. Najchętniej
udałabym ze jestem chora, ale u moich rodziców to nie przejdzie. Motto Allensów:
Jesteśmy twardzi i nic nas nie zniszczy. Aha, akurat. Czyli ja muszę być
adoptowana. Zanim się obejrzałam już
siedziałam w samochodzie taty w drodze do szkoły. Nie ogarniałam, co dzieje się
wokoło mnie. Strach paraliżował każda część mojego ciała. Nie mogłam się ruszyć
ani czegokolwiek powiedzieć. Najchętniej uciekłabym z tego samochodu jak
najdalej. Tata włączył muzykę. Zaczął pytać jak się czuje i inne takie. Odpowiadałam
zdawkowo. Jak mogli nie powiedzieć mi ze przeprowadzamy się do Londyny i nie spytać
mnie o zdanie. Na dodatek sami wybrali mi szkołę. Poznawałam drogę, szkoła musiał
być coraz bliżej. Z kamienną twarzą patrzyłam na mijane budynki. Wiedziałam, ze
jestem już coraz bliżej. Tata się nie odzywał. Gdy zobaczyłam budynek szkoły,
momentalnie się spięłam. Samochód się zatrzymał.
- No to jesteśmy na
miejscu. Możesz wysiadać. Musisz najpierw iść do sekretariatu i zobaczyć się z
dyrektorką. Ona powie i da ci wszystko, co jest ci potrzebne. Napisz mi sms czy
będziesz wiedziała, kiedy kończysz, to przyjadę po ciebie.
- Oklej. – Nastała
cisza a ja nie miałam najmniejszego zamiaru wychodzić z pojazdu. To tak jakbym
przyrosła do siedzenia.
- Możesz już iść,
jest trochę późno. Za 15 min zaczynasz lekcje.
- yhym.. Ta. Idee
już. – Trzęsącymi rzekomą powoli otworzyłam drzwi.
- Lilly, posłuchaj
mnie. – Zatrzymał mnie. Jest! – Ja wiem, ze to jest trudne, wracać do tej samej
szkoły, ale poradzisz sobie. –Spojrzeliśmy sobie w oczy - Wierze w ciebie.
Jesteś silna. Nie bez powodu nazywasz się Allens. – Uśmiechnął się
pokrzepiająco. Żeby to było takie proste tato. – Idź już, bo się spóźnisz.
- Oklej. Do
zobaczenia potem.
Wysiadłam z
samochodu i przez chwilę patrzyłam jak tata wyjeżdża z parkingu. Rozejrzałam
się stwierdzając ze od kąt się wyprowadziłam to wiele się tu nie zmieniło.
Ogromny biały budynek, znienawidzony przeze mnie do szpiku kości. Przyprawił
mnie o dreszcze. Przed szkoła znajdował się dość duży plac z ławkami i
krzesłami. Niedaleko było boisko. Przed szkołą było mało ludzi. Większość
wchodziła do środka ze względu na pogodę. Spuściłam głowie i z bolącym brzuchem
zbliżałam się do drzwi. Jest 7. 23 A lekcje zażynają się o 7.30. Wolałabym nie
spóźnić się na pierwszą lekcje i nie przykuwać uwagi wszystkich uczniów. Mam
nadzieje, ze obejdzie się bez publicznego przedstawiania się na forum klasy. Ktoś
mógłby mnie wtedy rozpoznać. Gdy weszłam do środka, był dokładnie tak jak
pierwszego dnia. Tłumy młodzieży chodziły po holu, rozmawiali i śmiali się,
inni natomiast spieszyli do swoich klas. Wygląda na to, że nikt mnie nie
zauważył. Ostrożnie zaczęłam kierować się w stronę sekretariatu. Oczy miałam
dokoła głowy, aby przypadkiem na kogoś nie wpaść. Byłam bardzo zdenerwowana.
Mocno ściskałam pasek od torby a nogi miałam jak z waty. Czułam się jakbym szła
na śmierć. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. W sumie nic dziwnego.
Szkoła jest ogromna i jest tu około 1000 uczniów, albo i więcej. Może nikt mnie
już nie pamięta? Chwilę potem znalazłam się przed gabinetem dyrektorki. Chyba
ktoś był w środku, bo słyszałam czyjeś głosy. Zapukałam i po chwili otworzyłam
drzwi.
- Dzień dobry,
jestem… - zaczęłam jednak ktoś mi przerwał.
- Nie widzisz, ze
rozmawiamy?! Nie dostałaś pozwolenia żeby tu wejść. – Powiedział a właściwe
wykrzyczał wkurzony brunet w kręconych włosach. Przestraszył mnie ton jego
głosu. Patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.
- Harry! Jak ty się
zachowujesz? – Powiedziała kobieta siedząca przy biurku, zapewne nowa
dyrektorka. Miała czarne włosy i przyjazny ton głosu.
- Ja przepraszam,
nie powinnam. – Powiedziałam trzęsącym głosem.
- Nie powinnaś. – Szybko
powiedział chłopak i spojrzał na mnie wkurzony.
- Spokojnie
kochanie, jesteś tą nową uczennicą? – Pokiwałam głową – Poczekaj chwilę na
zewnątrz, musze dokończyć rozmowę. – Szybko wyszłam z gabinetu i usiadłam na
krześle przy drzwiach. No kurwa zajebiście. Znów musiałam komuś podpaść. Jak ja
nie nawiedzę tej szkoły i tego miejsca. Dlaczego nie mogę żyć w spokoju?!
Oparłam głowę o ścianę. To pewnie jakiś chuligan, i teraz pewnie on z zemsty
będzie się nade mną pastwił. Super. Z pomieszczenia dobiegły mnie podniesione
głosy.
- Nie zrobię tego
rozumiesz?! – Powiedział chłopak.
- Proszę cię nie
krzycz i nie denerwuj się. – Uspokajała go kobieta.
- Jak mam się nie dunderować?!
Nie rozumiesz tego, ze nie go znać ani widzieć?!
- Ale to twój
ojciec, daj mu szansę, wiesz, że tego żałuje.
- W dupie to mam!
Mógł myśleć wcześniej, co robi a nie teraz! Zniszczył nam
życie! Nienawidzę go. – Chłopak był chyba na skraju cierpliwości. Jak on w
ogóle może się tak odzywać do dyrektorki. Już dawno powinna go wyrzucić. – Ja
się dziwie, jak ty ogóle możesz zadać ode mnie żebym się z nim spotkał? Nie pamiętasz,
co zrobił?!
- Synu, uspokój
się! – On jest jej synem?!:O – Tego nie da się zapomnieć, ale to nie zmienia
faktu ze jest twoim ojcem, czy tego chcesz czy nie.
- Powiedz mu ze
niech spierdala. Ja nie mam ojca. Koniec tematu.– Drzwi się otworzyły a ja ze
strachu podskoczyłam na krześle. Chłopak trzasnął drzwiami i poszedł, nie
zwracając na mnie uwagi. Wiedziałam ze Był wkurzony, bo poruszał się z prędkością
światła. Nie wiedziałam czy mam wejść czy nie. Po chwili zadzwonił dzwonek na
lekcje. Super, czyli jednak się spóźnię. Kilka minut potem pani dyrektor wyszła
na korytarz i zaprosiła mnie do środka. Była lekko roztrzęsiona, ale nie dawała
tego po sobie poznać. Wnętrze gabinetu było przytulne. Ściany w kolorze beżu
doskonale współgrały z ciemnymi meblami. Wkoło znajdowały się szafki, zapewne z
dokumentami. Na środku stało biurko a obok krzesła. Kobieta gestem ręki wskazała,
aby usiadła. Tak zrobiłam. Zaczęła szukać czegoś w papierach. Dostrzegłam na
biurku zdjecie jej z dwójką dzieci. Jedno z nich to chyba Harry,
bo też z burzą loków, a drugie to jakaś dziewczyna.
- Przepraszam za
mojego syna, czasem bywa impulsywny. Nie miałam z nim czasu wcześniej
porozmawiać i musiałam tutaj w szkole. Tak wiem, to bardzo nie profesjonale z
mojej strony. – Zaczęła się tłumaczyć. – To nie było najlepsze pierwsze
spotkanie, ale uwierz, może jak uda ci się go poznać, to sama stwierdzisz ze
jest na prawdę dobrym chłopakiem. – Popatrzał na mnie i się uśmiechnęła. W
oczach miała ten błysk, który nie pozwalał się na nią gniewać. Jej czarne włosy
były upięte w perfekcyjnego koka i biała koszula dodawały jej profesjonalizmu.
- Nic się nie
stało, powinnam była poczekać. – Chciałam jak najszybciej załagodzić temat i przejść
do sedna sprawy.
- Przepraszam, ze
się nie przedstawiłam. Jestem Annie Styles – Wyciągnęła do mnie rękę i się
uśmiechnęła. Podałam jej swoją.
- Lilly Allens, miło
mi panią poznać. – Uśmiechnęłam się do niej. Otaczała ja przyjemna aura, dzięki
której mój strach przegnił się w spokój. Zapomniałam o moich obawach, co do tej
szkoły.
- Mi też Cię miło
poznać, słońce. Jestem bardzo zadowolona, że będziesz ponownie uczęszczać do
tej szkoły. – Zachowywała się jakby sytuacja z jej synem, w ogóle nie miała miejsca.
Nie jest już zdenerwowana jak wcześniej, tylko radosna i miła. – Wcześniej moje
miejsce, zajmował pan Brody, ale odszedł na emeryturę. – Przytaknęłam. – Nie ma
sensu, abyś szła teraz na lekcje, sokoro już się zaczęła. Możemy sobie pogadać,
chciałabym cię lepiej poznać oraz abyś ty tez poznała mnie. - Zaczęła opowiadać
mi o sobie, jak tutaj trafiła oraz zapewniała, że gdy tylko będę mieć jakiś
problem, to mam do niej przyjść. Znacznie różniła się od innych dyrektorów
jakiś poznałam. Tamci tylko dawali mi plan lekcji i inne potrzebne rzeczy, nie
interesowało ich nawet moje imię czy nazwisko. Niektórych nawet nie poznałam,
bo wszystko załatwiała za nich sekretarka. Pani Style była pogodną i przyjazną
kobietą, chciała zżyć w zgodzie z uczniami. Jej priorytetem było okazanie wsparcia
i szacunku. Mówiła o tym, ze chciałaby, aby z każdym uczniem miała dobre
relacje. Chce być jak przyjaciel lub nawet matka. Żyć dla uczniów i w zgodzie
ze mną. Stwierdziłam, że musi być doskonała matką i idealnie nadaję się do
swojej pracy. Poza dobrym sercem jest również stanowcza i wymagająca. Oczekuje
ode mnie profesjonalizmu i sumienności. Później zaczęliśmy rozmowę na mój
temat. Była ciekawa, jakie mam zainteresowania, czego od niej i szkoły
oczekuje. Jak było w innych szkołach, jak czuję się po ciągłych przeprowadzkach
itd. Rozmawiało mi się z nią bardzo dobrze. Nawet nam, kiedy minęła ta godzina.
Bardzo ją polubiłam i jestem zadowolona, że mam tak cudowną dyrektorkę.
Dostałam plan lekcji oraz inne potrzebne rzeczy. Chwile przed dzwonkiem wyszłam
z jej gabinetu i powędrowałam do mojej szafki. Nie miałam z tym większego
problemu, przecież znałam to miejsce jak własna kieszeń. Znam tutaj masę
kryjówek. Na korytarzu było coraz więcej ludzi. Po dzwonku na przerwę,
korytarze wypleniły się do końca. Zrobiłam zdjęcie mojego planu telefonem a kartę
wrzuciłam do szafki. Pierwszą mam matematykę, która na szczęście przegapiłam.
Teraz druga lekcyjna, wiec czeka mnie historia z prof. Yeatsem, nie uczył mnie
wcześniej. Ciekawe, z kim będę chodzić na zajęcia. Oby tylko nie z Jasicą i jej
świtą. Wzięłam książki na kolejne godziny i poszłam w stronę Sali. Bynajmniej
tak mi się wydawało. Ostrożnie chodziłam miedz ludźmi, aby przypadkiem na kogoś
się nie natknąć. Nie podnosiłam głowy, bałam się, ze ktoś mnie rozpozna. Mam
nadzieje, że Liam wziął sobie do serca wczoraj moje słowa i do mi spokój.
Jeszcze tego brakowało, aby ktoś dowiedział się ze jego siostra znów tu jest.
Najgorsze był to, ze nie mogłam znaleźć mojej Sali. Wszystko mi się pomieszało.
Ze trach, ze ktoś jednak dowie się, ze znów tu jestem rozbolała mnie głowa i za
cholerę nie widziałam, gdzie jestem. Dzwonek zadzwonił, co oznaczało ze musze
jak najszybciej znaleźć się w Sali nr 205. Raz kozie śmierć. Podeszłam do
blondyna, który wyjmował coś ze swojej szafki.
- Przepraszam – zaczęłam
trzęsącym głosem, blondyn na mnie spojrzał. Miał niebieskie oczy, ale nie
kojarzyłam żeby chodził do tej szkoły wtedy, co ja. Może to jakiś pierwszak.
- Tak, słucham? – Spojrzał
na mnie badawczo.
- Jestem tu nowa i
się zgubiłam. Możesz powiedzieć mi gdzie jest sala nr 205? – Zapytałam z
nadzieją. Wskazał na chody.
- Tymi schodami
wejdź piętro wyżej, potem skręć w lewo i po prawej stronie, trzecie drzwi z
rzędu. – Powiedział i uśmiechnął się.
- Dziękuje bardzo. – Zrobiłam to sami i szybko poszłam
w tamtą stronę. Niezauważoną udało mi się dojść do klasy. Wszyscy uczniowie
byli jeszcze na korytarzu. Wszędzie grupki żywo rozmawiały i śmiały się. Nie
widziałam nikogo znajomego. Stanęłam przy ścianie i czekałam aż przyjdzie
nauczyciel. Nie zamierzałam poszerzać grona moich znajomych. Nadal byłam w
szoku i strachu, ze tu jestem. Ta szkoła to dla mnie piekło.
Spojrzałam w lewo i
zobaczyłam JEGO. Nagle wszystko wkoło zniknęło, był tylko on i nic poza nim.
Czarne włosy postawione do góry, wąskie rurki i znoszona kurtka, plecak
zawieszony na jedno ramie i sposób, w jaki szedł korytarzem sprawił ze nie
mogłam oderwać od niego wzroku. Leniwie stawiał krok za krokiem, jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Jednak kryła w sobie tajemniczość i jakąś zagadkę.
Wszystkie dziewczyny wzdychały na jego widok. Ja nie mogła masie ruszyć, jego obecność
mnie sparaliżowała. Wszystko wkoło straciło znaczenie. Mogłabym godzinami
patrzeć na jego idealną sylwetkę twarz. Brązowe oczy i śniada karnacja
wprawiały mnie w zachwyt. Przeszedł obok mnie nawet niż mnie nie zerkając.
Zapewne mnie nie zażywały, ja natomiast poza nim nie widziałam nikogo innego.
Anioł w ludzkiej skórze. Nie mogłam się opanować, bo moje serce biło zbyt
szybko. Pierwszy raz jakiś chłopak sprawił, ze tak się czuję. Z letargu wyrwał
mnie nauczyciel, który właśnie wszedł do Sali, a za nim reszta uczniów. Weszłam
do środka i rozejrzałam się za wolnym miejscem. W koncie Sali dostrzegłam jedno
miejsce obok brązowo włosej dziewczyny. Nieśmiało do niej podeszłam. Kilku
uczniów zwróciło na mnie uwagę, nauczyciel było obojętny.
- Hej, czy to
miejsce jest wolne? – Zapytałam nieśmiało. Dziewczyna spojrzała spojrzała na
mnie zdziwiona.
- O.. Hej – chwila
ciszy, pewnie to miejsce jest zajęte – tak oczywiście, siadaj. – Szybko
powiedziała i promiennie się uśmiechnęła. – Jestem Nesli. – Wyciągnęła do mnie rękę
i spojrzała mi w oczy tymi swoimi dużymi niebieskimi parzydłami. Wydała się być
bardzo przyjazna.
- Lilly, dopiero się
wprowadziłam. Ale nie chce żeby wszyscy się o tym od razu dowiedzieli. –
Podałam jej ręki i również pogodnie się uśmiechnęłam.
- Nie masz się, o
co martwic, nie mam za dużo znajomych w tej szkole. Miło mi cię poznać.
- Mi również. - Nauczyciel zaczął
sprawdzać listę, w klasie nastał spokój.
- Nensli Pack. – Boże,
co to za imię? Gorszego nie było? I skąd w ogóle pomysł?
- Jestem! – Odezwała się moja sąsiadka z ławki,
rzuciłam jej zdziwione spojrzenie. – Długa historia, później ci wytłumaczę, bo
profesor nie toleruje rozmów na lekcji. – Pokiwałam głową.
- Widzę, ze mamy nową uczennice. – Przeszedł
mnie dreszcz, nie tylko nie to. Błagam! – Panienka Lilly Allens. Czy jest dziś
obecna? – Rozejrzał się po Sali. Nensli szturchnęła mnie łokciem, a ja nie
mogłam wydusić słowa.
- Jje..Jestem. – Zająknęłam się.
- Wstań, bo cię nie widzę. – Powoli wstałam,
wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie.
Teraz na pewno ktoś mnie rozpozna.
- Miło mi cię poznać, jestem Mark Yeats. Możesz
już usiąść Lilly. – Usiadłam i resztę godziny nie podnosiłam głowy nad książkę.
Unikałam wszystkich ciekawskich spojrzeń, bo wiedziałam, że ludzie mi się
przyglądają. To normalne, bo jestem nowa, powinnam się do tego już przyzwyczaić
po tylu przeprowadzkach. Jednak nadal było to dla mnie krepujące. Do końca
lekcji siedziałam cicho jak myszka. Gdy lekcja się skończyła szybko spakowałam
swoje rzeczy. Następną mam biologie.
-, Co masz teraz? – Usłyszałam głos mojej
sąsiadki.
- Biologie w 103, a ty? – Wydaje się być miła
dziewczyną, może nawet uda nam się zaprzyjaźnić.
- Ja tez! Mogę cię tam zaprowadzić jak chcesz. –
Powiedziała z uśmiechem.
- Ta jasne, dziękuję. – Wyszłyśmy razem z klasy.
- Jesteś bardzo miła, nie możliwe żebyś nie miała tutaj dużo znajomych. – Zaczęłam
rozmowę.
- Ta… to długa historia, ale nie chce o tym
mówić. Może kiedyś w przyszłości. – Spochmurniała i posłała mi smutny uśmiech.
- Przepraszam, nie będę nalegać, żebyś
powiedziała mi, co się stało.
- nie masz, za co. Po prostu życie czasem jest
dla ciebie okrutne. – Skończyła mówić i w tym momencie ktoś przechodząc obok
szturchnął ja tak mocno w ramie, ze szatynka upadła z impetem na ziemie.
- Jezu! Nic ci nie jest? – Szybko pomogłam jej
wstać.
- Spoko, to nie pierwszy raz. Przyzwyczaiłam
się. – Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, jednak w jej oczach widziałam smutek
i ból. Zobaczyłam tam również siebie sprzed 2 lat. Byłam wtedy ta samą dziewczyną,
co ona teraz. Cierpiąca i smutną. Chciałabym jej pomóc, ale kto pomoże mi? Na
zewnątrz jestem oklej, jednak w środku rany jeszcze się nie zagoiły. – Czasem
nie możesz zapanować, nad niektórymi rzeczami. Potem ponosisz tego
konsekwencje. – Spojrzałam jej w oczy.
- W tej szkole panuje zasada, ze, jeżeli
kiedykolwiek zrobisz cos złego, nie będziesz miała już tutaj życia. Wiem coś o
tym. – Nensli posłała mi pytające spojrzenie. – To długa historia, ale nie chce
o tym mówić. – To zabawne, ze przed chwilą ona powiedziała dokładnie to samo.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Czuje, że obie potrzebujemy wsparcia i ze możemy
je sobie dać. – To, co z tym twoim imieniem? – Szybko zmieniłam temat. Poszłyśmy
w stronę Sali od biologii.
- To zabawna historia. – Zaśmiała się
dziewczyna, zapominając o naszej poprzedniej rozmowie.- Moi rodzice są dość
oryginalni. Ja i moje rodzeństwo mamy dziwaczne imiona. Twierdzą, że normalne
imiona są nudne i sami wymyślili nam własne. Każde ma swoją historie i genez.
Ulubionym filmem mojej mamy jest „Silenie” a tata uwielbia filmy Nela Gibsona, więc
stworzyli kombinację tych dwóch imion i wyszło Nelsni. – Spojrzałam na nią
rozbawiona.
- No nieźle, twoi rodzice muszą być szalonymi ludźmi.
– Obie się zaśmiałyśmy. Doszłyśmy do naszej Sali. Nie zauważyłam nikogo
znajomego. Tak jakby wszyscy zapadli się pod ziemie. Podoba mi się to.
- Kogo tak wypatrujesz?
- Ja? Nikogo, tak się tylko rozglądam. Jak
chcesz żeby do ciebie mówić? – Zmieniłam temat, bo dziewczyna zaczęła
podejrzliwie mi się przyglądać.
- Nesli. Nie mów do mnie przy ludziach pełnym
imieniem. – Pikowałam głową.
Miałam się odezwać, gdy zobaczyłam JĄ.
Stanęłam jak wryta. Wszędzie poznam te długie blond włosy, idealną sylwetkę i sposób,
w jaki się poruszała. Szła w moją stronę, będąc coraz bliżej. Głowę miała
uniesiona wysoko w górze niczym królowa. Zresztą zawsze miała się za królowa
tej szkoły. Szła środkiem korytarza ze zowią świtą. Jak widać nic się nie
zmieniło. Nadal rządziła tą szkołą. Jest taka, jaką ją zapamiętałam: pewna
siebie patrząca na innych z wyższością. Panie i Panowie, przedstawiam wam mój
największy koszmar, demona w ludzkim ciele: Jasicę Pirson. Nic się
nie zmieniła. Mogłabym poznać ja nawet w nocy. Ta sama twarz, ten sam grymas na
trawy, wszystko to samo. Ta sama mina, gdy zarzuca włosami. Stałam jak sparaliżowana.
Nie wiem, który to już raz dzisiaj. Jej oczy spotkały moje, a moje kolana
zrobiły się jak z waty. Chciałam się schować, krzyczeć o pomoc, ale nie mogłam
nic zrobić. Jej wzrok przeszywał mnie na wylot. Neli szturchnęła mnie w ramie,
a wtedy szybko odwróciłam wzrok.
-, Co ty robisz?! Przestań się tak na nią gapić.
– Nakrzyczała na mnie szeptem koleżanka. Nie mogłam wykrztusić słowa. Strach
opanował moje ciało i zmysły. Serce biło szybciej niż kiedykolwiek. – Zbladłaś,
stało się cos? – Powiedziała zmartwiona.
- Niieee. Wszzz-ystko dobrze. Duszno na tym korytarzu.
– Byłam roztrzęsiona i czułam ze brakuje mi powietrza. Wyjęłam z plecaka wodę i
szybko się jej napiłam. Uczniowie zaczęli wchodzić do Sali. Ukradkiem rozejrzałam
się, ale nie gdzie nie zauważyłam Jasicy.
- wszystko oklej? – Pokiwałam głową. – To chodźmy,
bo się spóźnimy na lekcje. Możemy usiać razem, i tak siedzę sama. – Nadal nie
mogłam nic powiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. Weszłyśmy do sali. Nie mogłam skupić się na lekcji, bo w głowie miałam tylko ją.
Hej wszystkim! Jest 5 rozdział. Byłaby miło jakbyście napisali co o nim sądzicie! czekam na wasze komentarze, to bardzo motywuje! <3