~ Musimy uciekać! ~
Zayn
- Uciekaj! - Krzyknął chłopak. Zatrzymałem się, aby na niego
spojrzeć. Obaj dyszeliśmy nie mogączłapać tchu. Byłem wykończony. - Pospiesz się! Oni nas
zabiją! - Wiedziałem, że powinienem go posłuchać, ale płacz dziecka
wydobywający się z oddali mi na to nie pozwolił. Mimo protestów przyjaciela
pobiegłem w stronę, z której on dobiegał. Nie mam pojęcia jak się tu
znaleźliśmy i kto nas gonił. Teraz było to nieistotne. Nie mogę pozwolić, aby
temu maleństwu stała się krzywda. Biegłem ile sił w nogach. Pot oblewał mi czoło.
Byłem w lesie. Blask księżyca odbijał się od liści drzew pokrytych rosą.
Odgarniałem gałęzie i pajęczyny sprzed oczu i biegłem dalej. Pokaleczone dłonie
już dawno pokryła krew i brud. Płacz stawał się coraz donośniejszy. Las był
ciemny i zimny. Odwróciłem na moment głowę, aby sprawdzić czy ktoś mnie nie
śledzi. Nie zobaczyłem nikogo. Mój oddech stawał się coraz płytszy i brakowało
mi sił. Mimo to nie poddałem się. Wiedziałem, że jestem już blisko. Musze je
uratować. Muszę zdążyć! Byłem już na skraju lasu. Przede mną rozciągała się
zielona polana. Blask księżyca opadał na płaczące niemowlę na jej środku.
Oszołomiony, czym prędzej do niego podbiegłem. Byłem blisko. Dzielił nas tylko
metr, gdy dziecko przestało płakać. Zdyszany upadłem na kolana. Dotknąłem jego
policzka. Był lodowaty. Niemowlę nie ruszało się. Sprawdziłem czy oddycha.
Wtedy dotarło do mnie to, co się stało. Było martwe. - Nie to niemożliwe!
Przecież sekundę temu płakało. Obudź się! - Powiedziałem zrozpaczony.
Potrząsnąłem nim. Bez skutku. Zimny pot oblał moje plecy a wiatr przyprawił
mnie o dreszcz. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Podjąłem próbę reanimacji. Na
marne. Dziecko było już sztywne i coraz zimniejsze. Wziąłem zawiniątko w
ramiona. Przytuliłem do piersi i kołysałem, aby dać mu trochę ciepła. Może nie
jest jeszcze za późno? Dlaczego nikt nie chciał mi pomóc?! Krzyczałem o pomoc,
ale nikt mnie nie słyszał. Łzy spływały po moich policzkach. Nie zdążyłem! To
moja wina! To ja je zabiłem. Ono na to nie zasłużyło! Klęczałem po środku polany z dzieckiem w ramionach. Rozpaczliwie wołałem o pomoc ale Byłem sam. Tylko ja i
cicha noc. Księżyc oświetlał postać, która dławiła się własnym płaczem. To
byłem ja. Byłem mordercą. Zacisnąłem mocniej palce na materiale, w który
owinięte było dziecko. Nie miałem już siły.
Otworzyłem oczy. Poczułem, że leże na miękkim materacu w
swoim łóżku. Podniosłem się do pozycji siedzącej i zapaliłem nocną lampkę.
Położyłem dłoń na nagim rozgrzanym torsie z trudem łapiąc oddech. Klatka
piersiowa unosiła się w szybkim tępię. To już trzeci raz w tym miesiącu.
Czułem, że opadam z sił. Emocje nadal targały moim ciałem. Złapałem za włosy na
głowie i mocno za nie pociągnąłem. Ten koszmar nigdy się nie skończy.
Wspomnienie wypaliło dziurę w moim mózgu do końca życia. Chyba nigdy się od
tego nie uwolnię. Przetarłem oczy dłonią, po czym wypuściłem głośno powietrze z
ust. Resztkami sił podniosłem się z łózka. To nieprawdopodobne, że sam sen może
pozbawić mnie wszystkich sił. Ciało miałem pokryte potem, co przyprawiło mnie o
dreszcz, gdy bose stopy zderzyły się z zimną podłogą. Ze spodni lezących na
krześle wygrzebałem paczkę papierosów i zapalniczkę. Trzęsącymi rękoma
otworzyłem okno. Nachyliłem się nad parapetem i zaciągnąłem świeżego powietrza.
Zimny wiatr pokrył moje ciało, ale nie przeszkadzało mi to. Potrzebowałem tego.
Trzęsącymi palcami odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się i od razu poczułem
ulgę. Tego mi było trzeba. Miałem w dumie to, że zaraz matka może wejść i
zrobić awanturę, ze palę. Musiałem odreagować. Te sny mnie kiedyś wykończą.
Obserwowałem jak dym rozpuszcza się w powietrzu. Dlaczego ta sprawa nie daje mi
spokoju? Może powinienem iść do psychologa? Ale nie jestem żądną cipą. Sam
sobie poradzę. Musze. Zaciągałem się papierosem. Obserwowałem krajobraz za
oknem. Miasto spowiła ciemność. O tej porze wszystkie lampy były dawno
zgaszone. Od mokrego asfaltu odbijał się srebrny blask księżyca. Papieros
dopalał się w moich ustach. Głowa pulsowała od nadmiaru myśli. Czy istnieje
lekarstwo, które wyleczy mnie z przeszłości? Czy jest coś, co pozwoli
zapomnieć? Wszyscy wokoło obserwują innych, oceniają, ale nie wiedzą, co siedzi
im w głowach. Nie maja pojęcia, że każdy spotyka się z problemami. Każdy
posiada coś, co nie pozwala mu zasnąć. Wyrzuciłem peta za okno. Może nikt z
rodziny go nie zauważy. Zamknąłem okno i położyłem się do zimnego już łóżka.
~Lilly~
...Nie jestem pewna czy po kilku dniach znajomości z kimś
można traktować kogoś jak przyjaciela. Jednak wyjawienie sobie sekretów
niewątpliwie nas do siebie zbliżyło i zbudowało coś, co nazywa się zaufaniem.
Czas pokaże czy było warto, ale w tym momencie nie żałuje, że wyjawiłam jej
swoje sekrety. Tak wiem, nie powinnam zatajać tego, ze Liam to mój brat, ale nie
wiem czy Nel nawet go zna. To może pozwoli unikać go tak ja robiłam to
wcześniej. Sprawa z Zaynem nie daje mi spokoju. Wiem, że nie powinno mnie to
interesować, bo nie zamierzam wchodzić mu w drogę. Mam nadzieje, ze nigdy nie
dowie się, kim jestem. Nie ważne, że Nel mówi, że się zmienił. Osobiście
uważam, że jest straszniejszy niż wcześniej. Teraz zmężniał i zapuścił zarost,
urósł. Wtedy był jeszcze gówniarzem. Nic dziwnego, ze, gdy przechodził
korytarzem go nie poznałam. Podczas mojej nieobecności wiele się zmieniło. To
było do przewidzenia, ale nie sądziłam, że zmiana będzie aż tak duża. Jedyne,
co nie uległo zmianie to Jessica. Nadal rządzi tą szkołą i przyprawia o
dreszcze nawet woźną. Nie istnieje eliksir, który sprawi, że ta wiedźma się
zmieni. Suka zawszą nią będzie. Pomimo nadziei jestem pewna, ze, gdy dowie się,
kim jestem nie pozwoli mi w spokoju ukończyć tego przeklętego liceum.
Zamknęłam pamiętnik i schowałam głęboko pod łózko. Za moment
musiałam wyjść do szkoły więc szybko się spakowałam i zeszłam na dół. Rodzice
byli już w pracy więc zamknęłam drzwi na klucz, włączyłam alarm
przeciwwłamaniowy, który mój przezorny tata zamontował już następnego dnia po
przybyciu. Dziwne, że nie ogrodził domu kolczastym drutem. Widocznie nie
zdążył. Po kilu minutach męczenia się z alarmem, którego nie mogłam uruchomić
wreszcie skierowałam się w stronę przystanku. Musiałam przyśpieszyć, bo zostało
mi mało czasu. Niestety wiatr wiejący w moim kierunku mi tego nie ułatwiał. Na
przystanku było kilka osób. Jako rasowy leń miałam nadzieje na jakieś wolne
miejsce w autobusie, więc gdy tylko przyjechał wepchałam się, jako pierwsza do
pojazdu i zajęłam pierwsze wolne miejsce.Całą drogę zastanawiałam się, co dziś czeka mnie
w szkole. Nel napisała, że czeka na mnie na parkingu wiec, gdy wysiadłam z
autobusu szybko udałam się w jej stronę. Dostrzegłam ją z daleka. Ubrana była
nienagannie i elegancko. Pomimo panującej pogody ubrała spódnicę, która sięgała
jej prawie do kolan.
- Kobieto, nie jest ci zimno? - Zapytałam zdziwiona.
- Hej Nelsi miło cię widzieć! Hej Lilly, ciebie też. Cóż za
miłe powitanie! - Powiedziała z sarkazmem.
- Bardzo śmieszne. Pytam z troski o ciebie. Ja zamarzam. -
Wytłumaczyłam się i uścisnęłam dziewczynę na powitanie, co odwzajemniła.
- Powiedzmy, że to kwestia przyzwyczajania albo po prostu
jestem tak gorąca, że nie potrzebne mi szalik i długie spodnie w taką pogodę. -
Powiedziała jakby było to oczywiste. Strzeliłam mentalnego face palma i
wybuchnęłam śmiechem. Po czym spotkałam się z karcącym spojrzeniem dziewczyny.
- Ta jasne. To na pewno to drugie. - Odpowiedziałam nadal
się śmiejąc. Po chwili Nel dołączyła do mnie. Z uśmiechami na twarzy ruszyłyśmy
w stronę drzwi wejściowych. Maszerowałyśmy w ciszy, co spowodowało, że wśród
fali śmiechów grupki chłopaków rozpoznałam ten, który należał tylko do jednej
osoby i znałam go tak dobrze jak własną kieszeń. Liam.
Przeklęłam w myślach. Zdziwiło mnie to, co zobaczyłam. Na schodach prowadzących do szkoły stało kilku chłopaków. Jeden opierał się o barierkę, drugi stał odwrócony w naszą stronę tyłem, więc nie mogłam dostrzec jego twarzy. Jego łokieć również był podparty o metalową rurkę. Wysoki, szczupły chłopak śmiał się również z nimi klepiąc Liama przyjacielsko po plecach. Mając wciąż w głowie incydent z pierwszego dnia szkoły to gdyby nie brązowe loki próbujące wydostać się spod zielonej beanie nie powiedziałbym, że jest to Harry. W ich towarzystwie wydawał się być całkiem inny. Być może Pack miała rację, Kątem oka zauważyłam, że ona również nie cieszy się z tego spotkania. Poprawiła płaszcz a twarz próbowała zasłaniać włosami, które nieustannie prowadziły amatorski taniec z wiatrem. Ja natomiast postanowiłam zignorować fakt, że Liam stoi na wprost mnie oddalony o kilkanaście metrów i wystarczyłoby by podniósł głowę do góry, aby mnie zobaczyć. Z tego miejsca miał doskonały widok na cały dziedziniec oraz osoby idące do szkoły. Jednak jak widać był zbyt pochłonięty rozmową z nowymi przyjaciółmi, aby móc mnie zauważyć. Nie ukrywam, ze widząc go śmiejącego i tak radosnego w ich towarzystwie poczułam lekkie ukucie żalu i bólu w sercu. Chyba już wiem, dlaczego zerwał ze mną kontakt. Znalazł sobie nowych przyjaciół. Potwierdził, ze jego gadka o tym, że żałuje i chce odbudować naszą przyjaźń była kłamstwem. Może nie powinnam wyciągać pochopnych wniosków, ale wraz z nim straciłam dużo więcej. Siłą woli nie pozwoliłam łzą wypłynąć na wspomnienie wspólnie spędzonych chwil. Tych złych i dobrych. Zignorowałam ból w sercu, który nasilał się przy każdym spojrzeniu w ich stronę. Było to trudne ze względu na to jak głośno się zachowywali a my byłyśmy coraz bliżej. Gdy byłyśmy coraz bliżej piekielnych schodów wzięłam się w garść. Uniosłam głowę lekko do góry, z trudem powstrzymując się, przed chociaż zerknięciem w stronę brata i maszerowałam po schodach. Zamknęłam umysł na otaczający mnie świat. Cel był jeden: wejść do środka bez konfrontacji z Liamem. Nie odwracałam głowy, zapomniałam o dziewczynie idącej ze mną. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w szkole. Byłam w trakcie pokonywania kolejnego schodka, gdy moja stopa zatrzymała się w połowie drogi. Moje ciało zostało momentalnie sparaliżowane blokując wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
Przeklęłam w myślach. Zdziwiło mnie to, co zobaczyłam. Na schodach prowadzących do szkoły stało kilku chłopaków. Jeden opierał się o barierkę, drugi stał odwrócony w naszą stronę tyłem, więc nie mogłam dostrzec jego twarzy. Jego łokieć również był podparty o metalową rurkę. Wysoki, szczupły chłopak śmiał się również z nimi klepiąc Liama przyjacielsko po plecach. Mając wciąż w głowie incydent z pierwszego dnia szkoły to gdyby nie brązowe loki próbujące wydostać się spod zielonej beanie nie powiedziałbym, że jest to Harry. W ich towarzystwie wydawał się być całkiem inny. Być może Pack miała rację, Kątem oka zauważyłam, że ona również nie cieszy się z tego spotkania. Poprawiła płaszcz a twarz próbowała zasłaniać włosami, które nieustannie prowadziły amatorski taniec z wiatrem. Ja natomiast postanowiłam zignorować fakt, że Liam stoi na wprost mnie oddalony o kilkanaście metrów i wystarczyłoby by podniósł głowę do góry, aby mnie zobaczyć. Z tego miejsca miał doskonały widok na cały dziedziniec oraz osoby idące do szkoły. Jednak jak widać był zbyt pochłonięty rozmową z nowymi przyjaciółmi, aby móc mnie zauważyć. Nie ukrywam, ze widząc go śmiejącego i tak radosnego w ich towarzystwie poczułam lekkie ukucie żalu i bólu w sercu. Chyba już wiem, dlaczego zerwał ze mną kontakt. Znalazł sobie nowych przyjaciół. Potwierdził, ze jego gadka o tym, że żałuje i chce odbudować naszą przyjaźń była kłamstwem. Może nie powinnam wyciągać pochopnych wniosków, ale wraz z nim straciłam dużo więcej. Siłą woli nie pozwoliłam łzą wypłynąć na wspomnienie wspólnie spędzonych chwil. Tych złych i dobrych. Zignorowałam ból w sercu, który nasilał się przy każdym spojrzeniu w ich stronę. Było to trudne ze względu na to jak głośno się zachowywali a my byłyśmy coraz bliżej. Gdy byłyśmy coraz bliżej piekielnych schodów wzięłam się w garść. Uniosłam głowę lekko do góry, z trudem powstrzymując się, przed chociaż zerknięciem w stronę brata i maszerowałam po schodach. Zamknęłam umysł na otaczający mnie świat. Cel był jeden: wejść do środka bez konfrontacji z Liamem. Nie odwracałam głowy, zapomniałam o dziewczynie idącej ze mną. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w szkole. Byłam w trakcie pokonywania kolejnego schodka, gdy moja stopa zatrzymała się w połowie drogi. Moje ciało zostało momentalnie sparaliżowane blokując wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
- Cześć Lilly. - Gdy nadzieja, że już mi się udało owładnęła
moim umysłem stało się to, co się stać nie powinno. Wiedziałam, do kogo należy
ten głos i do kogo mówił. Liam. Zamknęłam oczy, aby się uspokoić. Czułam jakby
serce miało wyskoczyć mi zaraz z piersi. Bałam się spojrzeć w te brązowe
tęczówki i tego, co mogę w nich zobaczyć. Czy uda mi się potem zachować spokój?
I jak zareaguje Nel, gdy dowie się, że się znamy, a co więcej jesteśmy rodziną.
Jego koledzy milczeli. Nie zauważyłam nawet, kiedy przestali się śmiać. Wzięłam
oddech, zacisnęłam usta w cienką linie i powoli wbrew własnej woli odwróciłam
głowę w stronę byłego przyjaciela. Nie wiem czy powinnam to robić, ale nie
miałam wyboru. Leniwie podnosiłam na niego wzrok wbijać paznokcie w dłoń.
Patrzył na mnie przenikliwie jakby starał się czytać mi w myślach. Ja natomiast
walczyłam ze sobą, aby pozostać obojętną. Moja twarz nie wyrażała żadnych
emocji. Zero uśmiechu zero smutku. Nic. Spojrzałam pustym wzroki w jego oczy. Starała się dać mu do
zrozumienia, że zrobił błąd. Chciałam pokazać mu swoją obojętność i złość.
Cisza, jaka panowała doprowadzała mnie do szału. Nie odezwałam się. Nie mogłam,
nie umiałam. Zapomniałam, że mam język. Czułam na sobie spojrzenia jego
kolegów. Mój wzrok skupiony był tylko na nim. Silną wolę odziedziczyłam po
ojcu, więc ostatni raz popatrzyłam w oczy Liama, aby następnie obrzucić go
pogardliwym spojrzałem. Póżniej z uniesioną głową bez słowa ruszyłam do
szkoły.
~ Liam ~
-Lou jesteś takim idiotą. Po co to zrobiłeś?
- Nudziło mi się, więc pomyślałem, że seks telefon to dobry
pomysł na zabicie czasu. Nie sadziłem, że ktoś może mnie podsłuchiwać i
włączyłem na głośnik. Chyba nigdy nie zapomnę miny mojej mamy, gdy weszła do
mojego pokoju. - Wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem. Ten chłopak czasem
przerastał samego siebie. Gdy już się trochę opanowałem rzuciłem
wzrokiem na osoby podążające do szkoły i wtedy zobaczyłem Lilly. Obudziła się
we mnie nadzieja, że może uda nam się porozmawiać. Maszerowała w stronę szkoły
razem z Nelsni. Ucieszyło mnie to, że znalazła sobie koleżankę niekoniecznie
byłem zadowolony z wyboru. Nie odrywałem od niej wzroku. Chciałem zęby ona
również mnie zobaczyła. Gdy była już na schodach niedaleko mnie wyłączyłem się
z rozmowy chłopaków. Skupiłem się tylko na niej. Gdy była obok postanowiłem się
odezwać.
- Cześć Lilly. - Wtedy tego pożałowałem. Dziewczyna się
tego nie spodziewała. Zatrzymała się w pół kroku a ja oczekiwałem w napięciu na
to, co się wydarzy. Jak zareaguje? Odpowie, ucieknie, zignoruje? Koledzy
posłali mi zdziwione spojrzenie. Nie wiedzieli, do kogo mówię. Nie znali jej.
Wszyscy skupili wzrok na mnie, jednak nie dostali żadnej odpowiedzi. Lilly po
chwili namysłu powoli odwróciła głowę w moją storne. Nie mogę powiedzieć, że
była zadowolona, ze mnie widzi. Wręcz przeciwnie. Starałem się wyczytać coś z
jej oczu jednak spotkałem się tylko z obojętnym zimnym spojrzeniem może z nutką
smutku. Czego się spodziewałem? Ze rzuci mi się w ramiona i powie, jak bardzo
tęskniła. Liam, kiedy ty dorośniesz? Już dawno straciłeś jej zaufanie. Lilly
nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Blask w oku, za którym tak tęskniłem przez ostatnie 1,5 roku gdzieś znikł. Nie
mogłem wytrzymać dłużej jej spojrzenia. Na moment odwróciłem wzrok. Ona
natomiast ostatni raz spojrzała na mnie z pogardą i bez słowa ruszyła przed
siebie. Stałem i obserwowałem jak jej sylwetka oddala się coraz bardziej
pozostawiając po sobie tylko pustkę i smutek.
- Ooooo.. - Wszyscy jak na zawołanie zabuczeli.
- No stary! - Louis niespodziewanie klepnął mnie w plecy,
przez co musiałem zrobić krok do przodu. - Laska dała ci kosza i to w tak
pięknym stylu. - Reszta wybuchła śmiechem. - Żałuje, że tego nie nagrałem.
- Widziałem ją kilka razy. Jest chyba nowa nie? Nie
sądziłem, że tak szybko będziesz chciał ją wyrwać. - Powiedział Harry nadal się
śmiejąc. Ja nadal milczałem i patrzyłem jak Lilly znika za drzwiami.
- To skoro tobie się nie udało, to może ja spróbuje?
Zobaczymy, kto jest lepszy w zdobywaniu nowych towarów.
- Niczego nie będziesz próbował Louis. - Powiedziałem
surowo.
- Ooo Liam się wkurzył. - Powiedział Niall.
- A to niby, dlaczego? Dała ci jasno do zrozumienia, że nie
jest zainteresowana, więc czemu ja mam nie spróbować?
- Zabraniam, bo... - Nie byłem pewien czy powinienem im
mówić. Powinienem zachować w tajemnicy, ze Lilly wróciła do naszej szkoły. Ale
z czasem i tak wszyscy się dowiedzą. - Zabraniam, bo to moja siostra. -
Powiedziałem stanowczo i spojrzałem na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopak zdziwił się słysząc moje słowa.
- Kim???
- Tym, kim słyszałeś i zabraniam wszystkim wam się do niej
zbliżać. - Popatrzyłem na resztę. - Teraz wybaczcie, ale musze iść zajarać.
SAM. - dałem nacisk na ostatnie słowa i poszedłem w swoją stronę.
~ Lilly ~
Gdy przekroczyłam próg zerknęłam czy Liam nie idzie za mną a
następnie odetchnęłam z ulgą opierając się o ścianę. Przymknęłam oczy, aby się
zrelaksować. Byłam z siebie dumna. Nie sądziłam, ze mogę być taka silna i
stanowcza w swoich działaniach. Mam nadzieje, ze teraz ten idiota zrozumie, że
nic już nie da się naprawić. Chwila ulgi nie trwała długo.
- Możesz mi powiedzieć, co tu się właśnie odjebało? I skąd
znasz Liama Payna? - Szatynka stała z założonymi na biodrach rękoma i patrzyła
na mnie z miną dającą jasno do zrozumienia, ze czeka na wyjaśnienia.
Skierowałam się do swojej szafki, aby się rozebrać i wziąć potrzebne rzeczy.
Pytania wylewały się z ust Nel jak wodospad a mi brakowało coraz więcej siły i
energii. Nadal milczałam. Lekcje się nawet jeszcze nie zaczęły a ja już miałam
dość. Z opresji uratował mnie dzwonek na lekcje. To nie tak, że nie chciałam
wytłumaczyć dziewczynie zaistniałeś sytuacji. Po prostu nie miałam na to siły i
czasu. Musiałam sobie wszystko uporządkować i przemyśleć.
- Muszę iść. Spieszę się na lekcje. Obiecuje, że
wyjaśnię ci to później. - Nie czekając na odpowiedz pognałam pod salę do
historii.
Siedząc w ławce nie mogłam skupić się na tym, co mówi profesor. Uczył mnie wcześniej, więc znałam dobrze jego charakter oraz pasje, z jaką nauczał uczniów. Umiał skupić na sobie uwagę i zainteresować słuchaczy. Był jednym z moich ulubionych nauczycieli. Niestety dziś jedna myśl nie dawała mi spokoju. Skupiłam wzrok na postaci profesora, aby dać mu do zrozumienia, że go słucham. Rzeczywistość była inna. Myślami byłam daleko od pierwszej wojny światowej. W głowie wciąż miałam widok Liama otoczonego przez grupkę znajomych. Rozmawiającego i tak swobodnego w ich towarzystwie. Bez wątpienia tworzyli paczkę zgranych przyjaciół. Był to dla mnie nowy widok, wręcz niespotykany. Wcześniej Liam miał tylko mnie. Był cichy i nieśmiały. Często wolał uciec w kąt i się nie wychylać. Doskonale pamiętam jak nie przyznał się na początku, że jest moim bratem w obawie przed Malikiem i Jessicą. Poza mną nie miał żadnych znajomych. Na nasze 16 urodziny nie przyszedł nikt poza nami. Oboje byliśmy odludkami. Nie ma, co ukrywać. Teraz wracam i widzę, że dużo się zmieniło. Liam nie jest już aspołeczny i zepchnięty na margines tej szkoły. Śmiem twierdzić, że jest teraz duszą towarzystwa. Imprezy, na których jak widać się nie oszczędza, dziecinne wybryki, pewność siebie. Grzywka opadająca na czoło zmieniona w przystrzyżone na bokach z zaczesanymi do góry na środku włosami, modne ubrania. Ten widok robi wrażenie. Co się stało ze starym Liamem? Nic dziwnego, że go nie poznaliśmy. Minęło 1,5 roku. Jak widać czas robi swoje? Ciekawa jestem, co spowodowało w nim taką zmianę i jak to możliwe, że nagle zyskał taką aprobatę wśród rówieśników. Zawsze uważał, że jest o jeden poziom nad nimi. Być może mówił tak, aby wytłumaczyć brak akceptacji z ich strony. Nie spodziewałam się tego, co dziś zobaczę. Może powinnam się cieszyć, że znalazł przyjaciół, ale przykro, że zapomniał o mnie. Teraz wiem, dlaczego przestał się odzywać. Nie potrzebne mi już żadne jego tłumaczenia. Wszystko stało się jasne. Zmienił się. Znalazł przyjaciół a ja przestałam być mu już potrzebna. Nie spodziewał się jednak, że znów się spotkamy. Gdy dzwonek oznajmił koniec lekcji wyszłam z sali. Nel wysłała mi sms czy spotkamy się na przerwie obiadowej na stołówce. Nie miałam wyboru, więc się zgodziłam. Nie mogę jej unikać całe życie. Czas stawić czoło odpowiedzialności. Muszę tylko upewnić się, że nie będzie z nami Zayna. Gdy nadeszła pora Obidowa skierowałam się w wyznaczone miejsce. Wzięłam swój posiłek i ruszyłam w poszukiwaniu stolika, przy którym siedziała Nel. Nie musiałam szukać żeby wiedzieć, że zajmuje moje miejsce sprzed 1,5 roku. Stolik oddalony od reszty obok śmietnika. Idealne miejsce dla marginesu tej szkoły. Nie czułam się w nim obco, bo nikt nie zwracał na mnie wtedy uwagi. Stolik elity był oddalony od mojego. Nel rozsmakowywała swój posiłek tymczasem ja zajęłam miejsce naprzeciw niej skąd miałam dobry widok na stolik popularsów.
- Hej.
- No wreszcie. Myślałam, że zapadłaś się pod ziemie.
- Przepraszam, ale potrzebowałam chwili do namysłu.
- A ja potrzebuje wyjaśnień. - Powiedziała szybko a usta
złożyła w cienką linie. - Skąd znasz Liama?- Wypuściłam powietrze z ust, bo nie
sądziłam ze to pytanie tak szybko zapadnie.
- Liam to mój cioteczny brat. Siostra rodzona mojej mamy to jego
mama. - Obserwowałam reakcje Nel.
Wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ccooo? Żartujesz sobie? Czemu mi nie powiedziałaś!? -
Wyraziła pretensje.
- To dość bolesny dla mnie temat. - Spuściłam wzrok, bo
wiedziałam ze nie jest to dobre wytłumaczenie.
- Bolesny?! A myślisz ze to, co ja ci powiedziałam nie było
dla mnie "bolesne"? - Powiedziała z irytacją.
- Przepraszam. Zaraz ci to wytłumaczę.
- No ja mam nadzieje. - Po 20 minutach Nel wiedziała już
wszystko. Potok słów wylewał się z moich ust. Nie sadziłam, że aż tak
potrzebowałam komuś o tym powiedzieć. Jak widać od razu powinnam to zrobić. Wylałam wszystkie swoje pretensje i żale skierowane w
storn Liama na nią a ona jedynie zmieniła wyraz swojej twarzy od szoku po złość i
smutek.
- Przyznam, że mogłabym się spodziewać wszystkiego, ale nie tego. Liam jest teraz całkiem innym człowiekiem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy
ile rzeczy się zmieniło przez czas twojej nieobecności. Przyznam, że gdy go
poznałam był nieśmiały i nie dogadywał się z Zaynem i Jessicą najlepiej, ale
Harry i Lou bardzo go lubili, więc to oni pomogli mu zdobyć popularność.
- Popularność? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie wierzysz? Sama zobacz, kto siedzi przy stoliku dla
elity. - Popatrzyła na mnie z uniesiona brwią.
- O kurwa.. - To było jedyne, co byłam wstanie powiedzieć po zobaczeniu Liama siedzącego wśród popularsów. Ludzi, którymi zawsze gardził i hejtował. Co więcej czuł się tam dobrze? Było to widać. - Nie mogę w to uwierzyć.
- O kurwa.. - To było jedyne, co byłam wstanie powiedzieć po zobaczeniu Liama siedzącego wśród popularsów. Ludzi, którymi zawsze gardził i hejtował. Co więcej czuł się tam dobrze? Było to widać. - Nie mogę w to uwierzyć.
- A jednak, mówiłam. Ta szkoła przeszła ogromna rewolucję.
Liam już nie jest nic nie znaczącym pionkiem. Teraz to on rozdaje karty.
- Ale jak to się stało?
- To dłuższa historia. Teraz niestety nie mamy już czasu bo
zaraz kończy się przerwa. Ale wrócimy do tej rozmowy. - Lekko oszołomiona tym
czego się dowiedziałam poszłam pod klasę. Widziałam, że Li ma nowych znajomych ale
nigdy nie spodziewałam się ze wkupi się w łaski popularsów a przede wszystkim
będzie się kolegował z Jessicą. Wyzbyłam się smutku po stracie naszej
przyjaźni. Teraz zastąpiła go złość i żąda zemsty. A to kawał chuja. Widzę co
było ważniejsze ode mnie. Jeżeli jakaś nutka nadziei i chęci na wybaczenie mu
kiedyś we mnie drzemała teraz została bezpowrotnie zabita az po korzenie. Koniec
litości i płaczu. Posunął się o krok za daleko. Przyjaciele Jessici są moimi
wrogami i to nigdy się nie zmieni. Payne jest na straconej pozycji. Od dziś to
mój wróg numer jeden. A wszystkie szanse na odbudowę naszej dawnej przyjaźni
przepadły.
Gdy lekcje się skończyły razem z Nel ubierałyśmy się aby móc
wreszcie opuścić to przeklęte miejsce.
- Co robisz dziś wieczorem? - Zapytała Nel gdy zapinałam
kurtkę.
- Nie mam nic w planach. Czemu pytasz?
- Może masz ochotę wyskoczyć dziś wieczorem do klubu? -
Zamknęła swoją szafkę i otuliła się płaszczem.
- Do klubu? Nie wiem co na to moi rodzice. Tata jest
przeciwnikiem tego typu rozrywki. - Wywróciła oczami.
- Bez przesady, nie mogą trzymać cię w domu jak w więzieniu.
- Przypominam, że jestem niepełnoletnia. - Skrzyżowałam ręce
na piersi.
- O to się nie musisz martwić. Uwierz mi. - Posłała mi
cwaniacki uśmieszek. Jednak widząc mój brak zaangażowania zmieniła wyraz
twarzy. - Nie przekonasz się dopóki nie spróbujesz. Może pozwolą ci iść.
Odwiozę cię potem do domu.
- No nie wiem... Spróbuje ale niczego nie obiecuje.
- To super! Jak wrócisz do domu to zapytaj od razu i daj mi
odpowiedz. Musze mieć czas się przygotować. - Powiedziała ucieszona w przeciwieństwie
do mnie. Nie miałam ochoty dziś na klubowanie. - Muszę już iść bo Zayn na mnie
czeka. - Spojrzałam na nią pytająco. - Odwozi mnie do domu. Bo ma po drodze.
Chyba nie musze pytać czy chcesz jechać z nami.
- Absolutnie. Poza tym tata miał mnie odebrać. - Wtedy mnie
olśniło. Szatynka już wychodziła lecz ją powstrzymałam. - Poczekaj. Zayn ma po
drodze czyli istnieje możliwość że mieszka niedaleko mnie. Na jakiej ulicy
dokładnie mieszka? - Musiałam się upewnić, że nie wpadnę na niego kiedyś
przypadkiem idąc gdzieś.
- Ulicę dalej niż moja. Silky Road tak dokładnie. - Chyba
zrozumiała o co mi chodzi. - Nie martw się twoja jest w drugą stronę. On nigdy
tamtędy nie jeździ bo jedzie w przeciwnym kierunku. Prawdopodobieństwo, że na
siebie wpadniecie jest bardzo małe. - Odetchnęłam z ulgą i położyłam rękę
teatralnie na piersi.
- Twoje słowa są dla mnie jak lekarstwo. - Zaśmiała się.
- nie dygaj. Lecę. - Ucałowała mój policzek i więcej już jej
nie widziałam.
Po powrocie do domu
postanowiłam od razu zapytać rodziców o wyjście.
- Mamo, mam małe pytanko. - Siedziałam przy stole i
obserwowałam jak ta chrząta się po kuchni.
- No mów. - Ręce trzęsły się lekko ze zdenerwowania. Teraz
albo nigdy.
- Mogę wyjść dziś do klubu z koleżanka? - Powiedziałam na
jednym wydechu. Mama zaprzestała swoich prac i spojrzała na mnie. Nie mogłam
odgadnąć czy jest zła zaskoczona czy zadowolona.
- Do klubu? We dwie? Nie sądzisz że to mało odpowiedzialne?
- Spuściłam głowę w geście rezygnacji.
- Będę ostrożna. Obiecuję.
- Co to za koleżanka?
- Poznałam ją pierwszego dnia szkoły i od razu się
zaprzyjaźniłyśmy. Powiedziała, że mnie odwiezie wiec nie Bede się obijać
nocnymi autobusami. Proszęęę. - Powiedziałam błagalnie patrzać jej w oczy.
Zmarszczyła jedynie czoło i zastanawiał się co ma zrobić.
- jeżeli tata się zgodzi możesz iść ale musimy ustalić kilka
zasad. - Mój zapał momentalnie opadł. Teraz jestem już na straconej pozycji.
Ten człowiek prędzej wyśle mnie do szkoły przetrwania do jakiejś dżungli niż
pozwoli wyjść do klubu z koleżanką.
- Pogadam z nim.
- Pogadasz z nim? - Powiedziałam zdziwiona a na usta wkradł
mi się uśmiech.
- Tak, porozmawiam ale niczego nie obiecuje. - Ucieszyłam
się w duchu. - Teraz pomóż mi podać obiad.
Kilka godzin później szykowałam się już do wyjścia. O 21
miała przyjechać Nelsi i razem miałyśmy jechać do klubu. Niestety musiałam puść
na ugodę z rodzicami i przystać na ich warunki. Dlatego też zawozi nas mój tata
który nie przewidywał innej opcji, ponieważ "gdy będziesz w
niebezpieczeństwie nie Bede wiedział gdzie jesteś". Ma jakiegoś bzika na
punkcie ostatnich zamachów terrorystycznych ale pracując w wojsku jest związany
ze zwalczaniem min. terroryzmu. Dodatkowo mam odbierać każdy telefon i dzwonić
gdy będzie coś nie tak, nie zostawiać picia na blacie itp. Tradycyjna
rodzicielska pogadanka. W domu mam być niestety max na 1. Cud, że się zgodzili na to wyjście nie znając
Nel. W tym momencie usłyszałam dźwięk domofonu chwilę potem drzwi zostały
otwarte i śmiem zgadywać, że rodzice postanowili przeprowadzić mini
przesłuchanie. W pośpiechu zaczęłam szukać balerin gdzieś w walizce której
"nie zdążyłam" jeszcze rozpakować. Nie moja wina, ze jestem taka
leniwa. Po kilku dłuższych minutach schodziłam już na dół. Rodzice prowadzili o
dziwo miłą pogawędkę z dziewczyną. Ta miło się uśmiechała. Mama również była
zadowolona. Zrobiła na niej dobre wrażenie za co mentalnie przybiłam sobie
piątkę. Uśmiechnęłam się do niej na
powitanie na co odpowiedziała tym samym.
- Gotowa?
- Chyba tak. - Założyłam kurtkę i swój kolejny cel obrałam
drzwi wyjściowe.
- Dbaj o siebie. Nelsni nie spuszczaj jej z oczu. -
Powiedziała z troską mama.
- Obiecuję, że punkt 1 będzie cała i zdrowa szykowała się do
spania.
- Trzymam za słowo. - Powiedział tata. -Teraz chodźmy.
Gdy opuściłyśmy samochód taty zimny wiatr sprowadził mnie na ziemie. Nel pociągnęła mnie za rękę w nieznanym kierunku.
- Do którego klubu idziemy? - Odwróciła się do mnie z
ogromnym uśmiechem na ustach,
- Do którego chcesz maleńka.
- Wariatka. - Zaśmiałam się. Jednak miała racje. Ona w 10cm
szpilkach, ja w balerinach. Wyglądałam jak krasnoludek. Dziewczyna mocno
trzymała mnie za dłoń gdy przeciskałyśmy się miedzy ludzmi stojącymi w kolejce
do różnych klubów. Nie wiedziałam gdzie idziemy ale zdałam się na nią. Wiatr
wiał a ulica była zapełniona ludźmi którzy tak jak my chcieli spędzić początek
weekendu w dyskotece. Czułam się nieswojo obserwując inne dziewczyny. Śliczne,
szczupłe z długimi włosami w pięknych sukienkach lub spódniczkach na 10 cm
szpilkach które dodawały im seksapilu. Wyglądałam przy nich jak dziwadło. Buty
bez obcasów, skromna spódniczka, biała koszula i proste włosy. Wyglądałam
słodko nie kobieco. Moja koleżanka idealnie wpasowała się w standardy
wyznaczone przez te dziewczyny. Długie loki falowały przy każdym jej ruchu,
stukot szpilek towarzyszył jej przy każdym korku gdy pewna siebie z uśmiechem
szybko mijała ludzi od czasu do czasu obdarzając obcych mężczyzn
niezobowiązującym uśmiechem. Niespodziewanie się zatrzymała przez co zaliczyłam
zderzenie z jej plecami. Przeczytałam szyld wiszący nad wejściem do klubu.
- Nie ma mowy.
- Co? Dlaczego? - Odpowiedziała zdziwiona a jej humor uległ
zmianie.
- Mówiłam, ze chce trzymać się z daleka od Malika a ty
przyprowadzasz mnie do klubu jego ojca? - Nie wiem co jest z nią nie tak i
czego nie zrozumiała.
- Skąd wiesz, że to jego klub?
- Przecież mieszkałam tu prawie rok. - Strzeliłam mentalnego
face palma i spojrzałam na Nel wymownie.
- A no tak. -
Pokiwała głową. - Ale nic się nie martw. Zayna nie ma w mieście. Przyrzekam,
więc się nie spotkacie. Poza tym to jest jednany porządny klub gdzie wpuszczą cię w tym wieku.
- Ciekawe jak skoro jest od 18? - Zapytałam retorycznie i
skrzyżowałam ręce na piersi. Ludzie stojący w kolejce dziwne na nas zerkali.
Podkreślając fakt, że nawet w niej nie stałyśmy.
- Głuptasie, twój wiek nie ma znaczenia jeżeli jesteś bliską
przyjaciółka syna właściciela. - Puściła mi oczko i uśmiechnęła się cwaniacko.
Chwilę później ciągnęła mnie za rękę w stronę bramek ignorując kolejkę i zdenerwowanych
ludzi. Nie zdążyłam nawet zareagować bo szatynka witała się już z ochroniarzem
szepcząc mu cos do ucha. Musieli znać się już długo bo zachowywali się bardzo
swobodnie i bez problemu weszłyśmy do środka. Nie zostałyśmy poproszone nawet o
sprawdzenie dowodów. Klub był pełny i było duszno ale nie przeszkadzało mi to.
Muszę przyznać, że wnętrze robiło wrażenie. Kolorowe światła i luksus. Jednak
wszystko użyte ze smakiem.
- Mówiłam ci dlaczego ten klub jest najlepszy?
- Bo wpuszczają się za darmo i nie ważne z kim? - Zapytałam
retorycznie.
- To jedna z zalet. Tylko tu dostaniemy drinki za darmo i to
te z najwyższej półki. - Jak na zawołanie pociągnęła mnie w stronę baru? Wysoki
blondyn obsługiwał klientki.
- Jak to za darmo? - Nie musiałam poznawać odpowiedzi gdy
zobaczyłam jak Nel wspina się na bar aby następnie złożyć pocałunek na ustach
barmana. Czyli wszystko jasne. A myślałam ze dziewczyna jest typem samotnika i
nadal opłakuje stratę Harrego.
- Lilly to mój chłopak Tom, Tom to moja nowa koleżanka
Lilly. - Tom patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami i obdarzył mnie szerokim
uśmiechem aby następnie wyciągnąć w moją stronę rękę i się przywitać. Lekko
onieśmielona odwzajemniłam gest. - Teraz już znasz odpowiedz na swoje pytanie.
- Miło mi cię poznać. Nel nigdy nie przyprowadza ze sobą
znajomych. Teraz nie będę musiał już jej tak pilnować. - Powiedział i dźgnął
dziewczynę w żebro.
- Ej! Przecież zawsze jestem grzeczna. - Oburzyła się.
- To co wam podać? - Zignorował jej odpowiedz i zaśmiał się
nerwowo.
- Coś dobrego.
- I słodkiego. - Dodałam.
- I mocnego.
- I jakiego jeszcze? - Zaśmiał się. - Coś wymyśle.
Poczekajcie moment. - Chłopak się oddalił a ja postanowiłam wykorzystać ten
moment aby podpytać o niego Nelsni.
- Nie mówiłaś, że masz chłopaka.
- To miała być niespodzianka. Poza tym wybieram ten klub żeby mieć go na oku. Zobacz ile dziewczyn się koło niego kręci. - Obie
rzuciłyśmy okiem na bar i przyznałam jej rację.
- Jak się poznaliście?
- To długa historia. Weźmiemy drinki i co opowiem.
- Gotowe. - Odwróciłyśmy się do źródła dźwięku.
- Dziękujemy kochanie.
- Nie ma za co. Bawcie się dobrze a ja wracam do pracy. -
Następnie Nel objęła jego szyje i złożyła na jego ustach trochę za długi
pocałunek. Dla mnie byłoby to zbyt krępujące. Chłopak uśmiechnął się, smyrgał
koniuszek jej nosa palcem i odszedł z uśmiechem do czekających klientów.
Zajęłyśmy pierwszą wolną kanapę z widokiem na bar.
Przypadek? Nie sądzę. Spróbowałam drinka i okazał się być naprawdę smaczny.
Było go zdecydowanie za dużo więc wypicie go zajmie mi min pół h po czym
skończy się wizytą w toalecie.
- To opowiadaj. - Spojrzałam wymownie na dziewczynę
maltretując w zębach słomkę.
- Mówiłam ci, że gdy trafiłam do szpitala jedyną osobą która
mnie odwiedzała Był Zayn. - Pokiwałam głową, bo pamiętam ten wątek. - Gdy
wróciłam już do dobrej formy postanowił wyciągnąć mnie z towarzyskiego dołka i
siłą wyciągał z domu. Klub jego ojca był najlepszym rozwiązaniem bo po
pierwsze: Wpuścili mnie a byłam niepełnoletnia, po drugie dostawaliśmy drinki za darmo i po trzecie jest tu dużo ludzi. Oczywiście pierwsza wizyta nie była moją ulubioną bo oboje
się spiliśmy. Ja z żalu on ze złości na wszystkich wkoło do tego zaczynały się
wtedy jego problemy z Jessicą i przestało im się układać. Wtedy poznałam Toma.
Stał za barem jak dziś. - Słuchałam uważnie dziewczyny co jakiś czas pijąc
napój i wciąż niedowierzałam. Zayn był w stanie komuś pomóc? Wyciągnąć go z
dołka? Przecież sam zepchnął mnie na samo dno. - Pojawiałam się z Zaynem w
klubie co tydzień i z czasem zaprzyjaźniałam się z Tomem. Później nasza relacja
obrała inny kierunek. Początkowo się przed tym wzbraniałam ale Zayn wciąż
powtarzał mi ze czas ruszyć dalej. Jak Harry który ku naszemu zdziwieniu w
bardzo szybkim czasie po rozstaniu Jessici z Zaynem przyjął ją w swoje ramiona?
Ale to już wiesz. I wtedy przyszedł ten moment, że znów schlaliśmy się do
nieprzytomności. - Zaśmiała się - jednak tym razem ja ze złości na Harrego a
Zayn z żalu po rozstaniu z Jessicą. Wtedy tez pod wpływem emocji i oczywiście
procentów poczyniłam kilka kroków dalej dzięki czemu teraz jestem z Tomem w
związku. I takie to nasze love story. - Dziewczyna uśmiechnęła się i tym
optymistycznym akcentem skończyła swojego drinka i opowieść.
- Zaskakujące jest to o czym mówisz.
- Chodzi o Zayna? Sama przyznam, że trudno mi było uwierzyć
w to co o nim mówiłaś. Wbrew pozorom był jedyną osobą która okazała mi tyle
serca i wsparcia w najtrudniejszym okresie mojego życia.
- Jak widać Zayn ma dwie twarze. - Odstawiłam pustą szklankę
na stolik. Szatynka była lekko zmieszana i nie wiedziała co odpowiedzieć. -
Chodźmy tańczyć. Przyszłyśmy się tu bawić a nie rozmyślać o Zaynie.
Chwilę później znalazłyśmy się w tłumie ludzi i bawiłyśmy
się w rytmie muzyki puszczanej przez dj'a. Wyrzuciłam z głowy Liama, Zayna i
całą resztę. Dziś chciałam bawić się i niczego nie żałować. Co jakiś czas
składaliśmy wizyty Tomowi aby odpocząć i ugasić pragnienie. Żadna wizyta nie
obyła się bez obdarowania przez Nel Toma pocałunkiem. Miedzy tą dwójką była
chemia. Czas mijał szybko. Niestety gdy w klubie było najwięcej ludzi a impreza
trwała w najlepsze musiałyśmy się już zbierać. Zmęczone i lekko wstawione
stałyśmy przed klubem czekając na kierowcę. Nogi bolały mnie niemiłosiernie a
zimny jesienny wiatr podwiewał mnie z każdej możliwej strony. W duchu modliłam
się żeby nasz transport przyjechał lada moment. Czułam jak zamarzają mi stopy.
Nel również nie czuła się lepiej. Przestawiała nogę na nogę trzęsąc kolanami z
zimna. Jedyny plus był taki, ze nie
padało.
- Gdzie on jest?! - Szatynka wyraziła swoją irytację. Wciąż
przeskakiwała z nogi na nogę aby dodać sobie odrobiny ciepła, jednak szpilki
jej tego nie ułatwiały. Poza tym wyglądała dość komicznie. Makijaż już nie tak
idealny a po lokach ślad dawno zaginął. Ludzie krzątali się po klubowej ulicy.
Niektórzy tak jak my czekając na taksówkę inni dopiero zmierzając do klubu. W
tym momencie żałowałam że nie założyłam grubszych rajstop lub jeansów. Czułam
jak krew zamarza mi w zyłach. Ręce miałam głęboko schowane w kieszeni płaszcza.
Obserwowałam jak Nelsni nerwowo chodzi po chodniku i non stop sprawdza telefon
który nadal milczał. - Powinien być tu 10 minut temu. Mówiłam temu idiocie, że
musze odstawić cię do domu punkt 1 i ani minuty dłużej.
- To nie wracamy taksówką?
- Co? - Powtórzyłam pytanie. - Nie. Ustaliłam z bratem, ze
nas odbierze ale jak widać na nim nie można polegać. Mogłyśmy wziąć ta
taksówkę. Jak za 5 minut się tu nie pojawi to się spóźnisz.
- Przeżyje.
- Ty może tak ale co do mnie to pewności nie mam. - Próbowała być
poważna ale i tak uśmiech wdarł jej się na usta. W tym momencie zatrzymał się
koło nas nieznajomy samochód. Szybko odsunęłam się w bezpieczną odległość lekko
wystraszona. Kto wie czy to nie jacyś porywacze/gwałciciele? - O nie! To są
jakieś kpiny! - Krzyknęła blondynka odwracając moją uwagę od pojazdu. Posłałam
jej pytające spojrzenie. - Ja z nim nie jadę! - Wskazała palcem na samochód. Po
chwili szyba od strony pasażera zaczęła się odsuwać. Gdy zobaczyłam znajomą
twarz brata Nel uspokoiłam się i odetchnęłam że nic nam nie grozi. Nie moja
wina, że jestem wychowana w ten sposób, ze nigdzie nie powinnam czuć się
bezpiecznie. Dzięki tato!
- Wsiadacie czy nie? - Powiedział znudzony.
- No chyba śnisz! -Odpowiedziała szybko Nel.
- Słuchaj młoda. Nie mam ochoty się z tobą tutaj kłócić.
Albo wsiadacie albo dzwonisz po taksi. Ewentualnie możesz zapieprzac pieszo.
Choć w tych szpilkach daleko nie zajdziesz. - Oklej to było chamskie. Myślałam
że Luke jest z rodzaju tych opiekuńczych starszych braci. Gdy zobaczyłam kto
siedzi za kierownicą zrozumiałam dlaczego Nel nie chce wsiać do samochodu.
Szczerze, to nic tu nie rozumiem. Dlaczego Luke przyjaźni się z Harrym wiedząc
jak potraktował Nel? I dlaczego Harry przyjaźni się z Lukiem wiedząc ze jest
bratem Nel? Na dodatek odbiera nas z klubu. Czy tylko mi wydaje się, że to co
się tu wyrabia jest jakąś komedią? Sprawdziłam godzinę. Nel i Luke nadal się
kłócili. Widząc, ze zostało mi ok 15 minut na powrót do domu musiałam wziąć
sprawy w swoje ręce. Mi tez nie uśmiechało się wracanie z Harrym z racji tego
ze przyjaźni się z Liamem i na pewno wszystko mu jutro opowie. Druga sprawa
jest taka, że żadne z naszych dotychczasowych spotkań nie należało do
przyjemnych i śmiem twierdzić ze ta przejażdżka również zakończy się fiaskiem.
W tym momencie nie miałam jednak żadnego wyboru. Na taksówkę musiałybyśmy
czekać minimum poł godziny a zostało mi 15 minut plus czułam że zaraz zamarznę.
Kilka metrów dalej zauważyłam dużego czarnego suwa. Wszystko było by oklej
gdyby nie fakt, ze przyjechał razem z chłopakami do tego miałam dziwne
wrażenie, ze kierowca nas obserwuje. To zmotywowało mnie jeszcze bardziej do
tego aby zakończyć te maszkarady.
- Nel daj już spokój. - Dziewczyna obdarzyła mnie złym
spojrzeniem. - Za 15 minut muszę być w domu. Serio nie mamy czasu na dyskusje.
Nie wiem jak ty ale ja jadę o ile propozycja jest nadal aktualna. - Spojrzałam
na Luka.
- No jasne. Wskakuj. - Kwiknął głową na tylne drzwi.
Weszłam i zajęłam miejsce za Harrym. Nie Bede musiała chociaż na niego patrzeć.
Nie wiem czy powinnam się z nim przywitać ale nie zrobiłam tego. Poza tym
chłopak zajęty był swoim telefonem więc nie wiem czy zauważył, że weszłam do
środka. - A ty księżniczko? Będziesz dalej stroić fochy czy dasz spokój i
wsiądziesz? - Zapytał sarkastycznie Luke. Nel była ostro wkurwiona na brata.
Patrzyła na niego jakby chciała go zabić. Po chwili bez słowa weszła do
samochodu i mocno zatrzasnęła drzwi. Nie byłam pewna czy przyczyną tego była
złość czy po prostu to, że było to auto Harrego a ona chciała zrobić mu na
złość.
- Grzeczna dziewczynka. - Ze zwycięskim uśmiechem podsumował
jej brat. Harry nadal milcząc odpalił auto i ruszył. Odwróciłam się za siebie i
zobaczyłam, ze samochód za nami również ruszył. Jechaliśmy w ciszy już około 5
minut. Co jakiś czas odwracałam się ale czarny samochód jechał wciąż za nami. Ciągłe spojrzenia Harrego rzucane w tylne lusterko plus to jak nerwowo zerkali
na siebie obaj z Lukiem nie dawały mi spokoju. Czułam, ze jest coś nie tak. Nel
nie zwracała na nic uwagi. Wzrok miała utkwiony w widok za oknem.
- Lilly przestań się co chwilę odwracać. - Powiedział
niespodziewanie Luke.
- Ten samochód jedzie za nami od samego klubu. -
Powiedziałam z nutką strachu w głosie.
- Wiem, też to zauważyłem. - Odezwał się niespodziewanie
Harry. - Dlatego się spóźniliśmy. Poza tym -zamilkł na
moment. - Śledzi nas od mojego domu. - Te słowa wcale mnie nie uspokoiły.
Wręcz przeciwnie. Serce przyspieszyło bicie a w głowie zaczęły tworzyć się
różnorakie scenariusze kończące się naszą śmiercią. Spojrzałam przerażona na
Nel. Jej wzrok mówił to samo - bala się.
- Wiedziałam żeby nie wsiadac do tego przeklętego samochodu!
- Zapnijcie pasy. - Powiedział Luke. - Nie wiem co jest
grane ale musimy uciekać. - Z jeszcze większym strachem spojrzałam na Nelsni.
Mimowolnie złapałyśmy się za dłonie aby dodać sobie otuchy. Harry wcisnął gaz
do dechy. Przyznam, ze miał dobre przyspieszenie bo obie wcisnęło nas w fotel.
Odwróciłam się i zobaczyłam, ze czarne auto nas dogania. Harry nie spuszczał
nogi z gazu.
Nie wiem nawet gdzie jechaliśmy i teraz było to nieistotne. Wole spóźnić się do domu niż umrzeć. Ze zdenerwowania zaczęłam się trząść. Myślałam, że ten tydzień nie może być gorszy jednak się przeliczyłam. Problemy z Liamem to teraz Pikuś gdy goni nas Bóg wie kto i dlaczego. Dlaczego pech wciąż mnie prześladuje?
Nie wiem nawet gdzie jechaliśmy i teraz było to nieistotne. Wole spóźnić się do domu niż umrzeć. Ze zdenerwowania zaczęłam się trząść. Myślałam, że ten tydzień nie może być gorszy jednak się przeliczyłam. Problemy z Liamem to teraz Pikuś gdy goni nas Bóg wie kto i dlaczego. Dlaczego pech wciąż mnie prześladuje?
- Nie dam rady już szybciej jechać. - Powiedział
zdenerwowany Harry. - Musimy ich zgubić.
- Może zadzwonię do mojego taty? Pracuje w wojsku, wie jak
radzić sobie w takich sytuacjach. - Powiedziałam zdenerwowana.
- Zwariowałaś? - Pisnęła Nel - I co mu powiesz? Ze goni nas
jakiś samochód? - Spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Nie ma mowy. Tu trzeba działać natychmiast. Nie możemy
czekać aż odbierze. I lepiej zeby o niczym nie wiedział. - Powiedział Luke.
- Wiecie kto nas goni? - Zapytała pospiesznie Nel.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiedział. Miałam wrażenie, że Harry
jedzie z prędkością świtała. Żołądek już dawno podszedł mi do gardła i było mi
nie dobrze. Na dodatek beznadziejna sytuacja, w której sie znaleźliśmy sprawiała
że miałam ochotę płakać. Luke obserwował w lusterku samochód za nami. Harry w
każdy zakręt wchodził bez zwalniania co powodowało że razem z Nel co chwila
lądowaliśmy na szybie albo siedzeniu obok. Moja głowa i szyba działały jak
magnes. Jutro obudzę się z masą guzów. Dziękowałam Bogu że dziś nie padało i
asfalt był suchy. Inaczej już dawno wpadlibyśmy w puślisk. Ulice były puste a
auto Harrego co chwila zmieniało tor jazdy. Nie mam pojęcia ile trwał już ten
pościg ale psychicznie i fizycznie miałam dość. Manewry Harrego były gwałtowne
i niespodziewane. Mimo tego, że milczał wiedziałam, że był zdenerwowany. Mocno
trzymał kierownice i co chwila zerkał w lusterka a jego usta były otwarte co
pozwalało mu na głębsze oddychanie. Wszyscy byliśmy niespokojni. Kim są Ci
ludzie i czego od nas chcą?! Gdy
Myślałam, że już nic nam nie pomoże i zaraz skończymy martwi na jakimś drzewie
czarne auto zmieniło pas a następnie z piskiem opon wyprzedziło nas i pognało
prosto w nieznanym nam kierunku. Na naszych twarzach wymalował się szok z nutą
ulgi. Harry zwolnił auto po czym następnie zawrócił i pojechał w przeciwną
stronę niż nasz "ogon". Widać było, że znajdował się w wielkim szoku
i był zdenerwowany. Co kilka chwil przeczesywał dłonią włosy i ocierał czoło
oblane potem. Luke Oparł się o fotel i spojrzał na sufit. Wydał z siebie dzięki
ulgi i przetarł dłońmi twarz nadal ciężko oddychając. Nel oparła łokcie na
kolanach i schowała twarz w dłoniach. Głowa bolała mnie niemiłosiernie więc
zaczęłam masować sobie skronie. Patrzyłam w jeden punkt przed sobą ponieważ nie
dochodziło do mnie jeszcze to co się przed chwilą stało. Może zaraz obudzę się
z tego potwornego snu? Harry zatrzymał się na nieznanej mi dzielnicy.
Przypuszczam, że musiał ochłonąć i się uspokoić. Nikt nie zaprzeczy, że jego
sytuacja była o wiele trudniejsza niż nasza. My byliśmy tylko pasażerami. To on
musiał uciekać w zastraszającym tępię i wybierać najlepszą trasę dodatkowo
starać się nas nie pozabijać. Oparł głowę o kierownicę a ręce założył na kark.
Panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć.
Strach mnie nie opuścił. Bałam się, ze zza zakrętu zaraz wyjedzie to czarne
auto. Na szczęście nic takiego się nie stało. Trzęsącymi rękoma sprawdziłam
godzinę. Za 4 minuty powinnam być w domu a nie mam pojęcia gdzie jestem.
Resztami rozsądku wysłałam mamie sms, że spóźniła nam się taksówka i będę
trochę później. Miałam nadzieje że śpi i nie będzie do mnie wydzwaniać.
- Wszyscy są cali? - Odezwał się nagle Harry. Jego głos był
ochrypnięty co przyprawiło mnie o dreszcz. Każdy jednak potwierdził że jest
oklej.
- Gdzie mieszkasz Lilly? - Zapytał Luke.
- Na Rock Street. – Odpowiedziałam po pewnym czasie nadal będąc
w szoku. Resztę podróży odbyliśmy w
ciszy. W aucie panowała grobowa
atmosfera. Nikt nie miał ochoty na rozmowę.
Gdy poznałam swoją okolice poinformowałam tylko Harrego przy którym
mieszkaniu ma się zatrzymać. Bez słowa wykonał moje polecenie. – Ymm moglibyście odjechać dopiero gdy wejdę
do domu? – Zapytałam nieśmiało.
- Jasne nie ma sprawy.
- Dzięki. Za wszystko. To pa. – Nie czekając na odpowiedz
pospiesznie wyszłam z samochodu i pobiegłam do furtki aby wpisać kod. Następnie
szybko weszłam na podwórko. Gdy chodziłam do domu usłyszałam jak Harry odjeżdża.
Zamknęłam drzwi włączać alarm upewniłam się ze nikt już nas nie śledził.
..................................................................................................................................................................
Przepraszam, ze tak późno ale mam dużo na głowie. Przyznam, ze ten rozdział kosztował mnie bardzo dużo czasu i z ulgą stwierdzam że już skończyłam. Nie jestem zadowolona z końcówki ale mam nadzieje, ze mimo wszystko docenicie cały mój trud i pozostawicie chociaż jedno słowko w komentarzu.
Komentarze to dla mnie najwieksza motywacja.
Chciałabym żebyście napisali czy coś wam się nie podoba lub chcielibyście abym zmieniła w tym opowiadaniu. Może piszę rzeczy które sa dla was mało istotne. Jestem otwarta na waszą krytykę.
Dziękuje za poprzednie komentarze!!!!
Opowiadanie funkcjonuje już na Wattpad pod tytułem 'Pamiętnik turystki' mój nick to Malinowy Kot :)))